Jacek Głomb - rozmowa

Jacek Głomb - dyrektor Teatru w Legnicy o tym, jak przez 20 lat zmieniał miasto i ludzi, opowiada Jackowi Cieślakowi.

Aktualizacja: 04.08.2014 18:37 Publikacja: 04.08.2014 08:53

Jacek Głomb (z prawej) podczas realizacji spektaklu „Orkiestra” dla Teatru TV

Jacek Głomb (z prawej) podczas realizacji spektaklu „Orkiestra” dla Teatru TV

Foto: Teatr im. Modrzejewskiej

Rz: Gratuluję dwudziestolecia dyrekcji w legnickim Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej, ale zapytam: króluje pan w Legnicy czy zasiedział się pan, bo nikt pana nigdzie nie chce?

Jubileusz w Legnicy


Jacek Głomb:

Po tym, co zrobiłem i robię w Legnicy, miałem propozycje z większych ośrodków i z teoretycznie ważniejszych, lepiej finansowanych teatrów. Zdecydowałem o pozostaniu, bo Legnica to niepowtarzalne miejsce do działania  i snucia lokalnych opowieści. Robię tu ze swoim zespołem coś więcej niż teatr. Zmieniamy miasto i myślenie o nim. Legnica ma porwaną historię i niejasną tożsamość. To teatr zaczął  ją tworzyć, jakby miasto wstydziło się samego siebie. W Legnicy prawie wszyscy są przyjezdni. Także ekipa, która tworzy Modrzejewską. Jako przyjezdnym łatwiej było nam odkrywać miasto. Opowiadaliśmy więc w spektaklach o losach poniemieckiego miasta, w którym stacjonował radziecki garnizon i do którego zjechali po wojnie Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Łemkowie, ale i Grecy, Macedończycy, którzy trafili tu po przegranej rewolucji komunistycznej w 1948 r. To była klasyczna wieża Babel: na ulicach często się słyszało języki inne niż polski. Z tej pogmatwanej przeszłości zrodziły się: „Ballada o Zakaczawiu", „Wschody i zachody miasta", „Łemko"  i „Orkiestra". W innym mieście absolutnie nie znalazłbym równie bogatej inspiracji. Dlatego tu jestem od 20 lat.

Za pana dyrekcji aktorzy wyszli z teatru do widzów i zakorzenili się w przestrzeni całego miasta.

Zobacz galerię zdjęć


Zaczęliśmy od gry w pięknym kościele Mariackim i na dziedzińca zamku, ale zaraz potem była hala fabryczna, gdzie pokazaliśmy „Złego". „Koriolana" zainstalowaliśmy w koszarach pruskich, potem ruskich, natomiast „Zakaczawie" w byłym Domu Kultury Kolejarz. Potem hal i magazynów było coraz więcej, włącznie ze Sceną na Piekarach w otoczeniu bloków, czyli w pierwszym na osiedlu Piekary gierkowskim supersamie – najbardziej znanym z „Made in Poland" Przemysława Wojcieszka.

W tym spektaklu Eryk Lubos demolował podczas działań aktorskich samochód, co wywoływało reakcje nie tylko widzów, ale i mieszkańców.

„Made in Poland" przyszło już po tym, kiedy zauważyły nas centralne media i wszyscy w nas uwierzyli: to taka klasyka gatunku. Ale „Ballada o Zakaczawiu" musiała się przebijać do widzów, tym bardziej że chcieliśmy dotrzeć do lokalnej widowni, a nie gadać – jak to jest w modzie, o wykluczonych bez nich. Wprowadziliśmy bilety po ?7 zł, czyli w cenie dwóch–trzech tanich win, i często nasi potencjalni widzowie wybierali bilet do teatru. Bo teatr może pomóc żyć. Po to jesteśmy, a nie po to, by zdobywać nagrody na festiwalach. Powodzenie spektaklu przypieczętowała telewizyjna realizacja – do dziś powtarzana w Jedynce przy dużej widowni..

Ostatnim przeniesieniem do Teatru TV była „Orkiestra".

To był ukłon w stronę Zagłębia Miedziowego, bo to też jest nasz świat. Hutnicy i górnicy mieszkają koło nas, a nie są tak rozpoznawalni jak ich koledzy z Górnego Śląska, bo też ich tradycja liczy dopiero pięć dekad i nie mieli do tej pory swojego Kutza, Pieprzycy i Piekorz. KGHM dołożył się finansowo, premiera odbyła się w cechowni, a wersję telewizyjną realizowaliśmy częściowo 600 metrów pod ziemią.

Aktorzy, którzy pracowali w Legnicy – Janusz Chabior, Przemysław Bluszcz – są teraz w Warszawie.

Ale drużyna się trzyma. Teatr od początku miał być drużynowy, bez drużyny nie byłoby tych 20 lat. Bez Małgorzaty Bulandy, scenografki teatru i jego współkreatorki. Jesteśmy tu 20 lat i razem tworzymy legnicki świat, również razem z Krzysztofem Kopką, dramatopisarzem, reżyserem. Pracowali u nas Lech Raczak, Paweł Kamza, Przemek Wojcieszek, Marcin Liber, który stworzył „III Furie", a ostatnio Piotr Cieplak – jego „Ożenek" na pewno nie jest ostatnim spektaklem w Legnicy. Młodsze pokolenie to Robert Urbański, dramatopisarz, szef literacki teatru, i Katarzyna Knychalska, konsultant programowy. To wszystko osoby, które realnie współtworzyły lub współtworzą nasz teatr.

W sposób bardzo zdecydowany opowiedział się pan za tradycyjnym teatrem opowieści.

Z Kaśką  Knychalską, Krzyśkiem Kopką i Robertem Urbańskim napisaliśmy w 2012 r. manifest w obronie różnorodności polskiego życia teatralnego. Wkurzyło nas, że dekomponowanie świata i kolaże stają się w teatrze kierunkiem jedynie słusznym. Chcieliśmy powrotu do opowieści i, moim zdaniem, czas oraz publiczność działają na naszą korzyść. Spektakl powinien mieć początek, środek i koniec oraz bohatera, z którym przeciętny widz może się utożsamić albo spierać. Trzeba przywrócić szansę na wzruszenie, które zostało wykpione jako naiwność. Bez wzruszenia nie ma dotkliwego, ludzkiego teatru.

Startował pan dwukrotnie do Senatu. Dwa razy pan przegrał. Wyborcy nie chcą głosować na ludzi teatru?

W ostatnich wyborach zdobyłem w propisowskim okręgu ponad 45 tysięcy głosów, zabrakło mi 300. Trudno narzekać. Po wyborach założyłem Fundację Naprawiacze Świata, bo bez działania społecznego nie wyobrażam sobie życia. Teraz stoję na czele komitetu społecznego, który chce „odbić miasto" z rąk ekipy rządzącej nim od 12 lat, bo ta zachwyciła się sobą, a miasto staje się coraz bardziej prowincjonalne i zaściankowe. Mamy sensownego kandydata na prezydenta, zobaczymy, jak będzie. Przeżyłem już polityków wielu opcji i z ciekawością spotkam się z następnymi. Przemawia za mną to, co zrobiłem przez ostatnich 20 lat, bo to teatr, który prowadzę, zmienił oblicze miasta i sprawił, że jest bardziej rozpoznawalne w Polsce.

Jubileusz w Legnicy

Cykl „20 sezonów Jacka Głomba" rozpoczyna się dziś. W Bolesławcu, w Teatrze Starym odbędzie się premiera sztuki „Moja Bośnia" Katarzyny Knychalskiej w jego reżyserii. W następnych dniach i tygodniach w Legnicy widzowie będą mogli zobaczyć przedstawienia wyreżyserowane przez Jacka Głomba poza macierzystym teatrem: „Moją Bośnię", „Marsz Polonia", „Kokolobolo, czyli przypowieść o przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata" oraz „Wesołe Kumoszki z Windsoru". Powrócą historyczne tytuły z dawnego repertuaru legnickiej sceny: „Szaweł", „Łemko", „Wschody i zachody miasta", a także „Hamlet".

—j.c.

Rz: Gratuluję dwudziestolecia dyrekcji w legnickim Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej, ale zapytam: króluje pan w Legnicy czy zasiedział się pan, bo nikt pana nigdzie nie chce?

Jubileusz w Legnicy

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla