Może zagramy Polakom premierowy materiał

Z Rogerem Gloverem, basistą zespołu Deep Purple, rozmawia Jacek Nizinkiewicz.

Aktualizacja: 23.10.2015 07:08 Publikacja: 23.10.2015 07:00

Może zagramy Polakom premierowy materiał

Foto: materiały prasowe

Deep Purple wystąpi 25 października w łódzkiej Atlas Arenie. Czego możemy się spodziewać po tym koncercie?

Występowaliśmy w Polsce wielokrotnie i zawsze byliśmy przyjmowani entuzjastycznie. Tym razem chcielibyśmy zaprezentować Polakom coś, czego jeszcze nie słyszeli. Pracujemy nad nową płytą. Mamy kilka napisanych utworów, ale jeszcze nie nagranych. Wchodzimy do studia w maju przyszłego roku w Nashville. Może zagramy Polakom premierowy materiał? Ale nie psujmy niespodzianki. Poza tym oczywiście przypomnimy najmocniejsze utwory z całej naszej kariery oraz piosenki z „Now What?!".

Czy to prawda, że po ostatniej płycie „Now What?!" Deep Puple mieli się rozpaść?

Deep Purple mieli się rozpaść po każdej płycie, mniej więcej od dwudziestu lat. Był czas kiedy dochodziło do zawieszania działalności grupy, czy znaczących roszad w składzie, ale kilka lat temu chcieliśmy zakończyć działalność. Deep Purple uratował sukces ostatniej płyty. Byliśmy pod wrażeniem reakcji krytyków i fanów. Mieliśmy poczucie, że nagrywamy dobry rockowy album, ale nie sądziliśmy że da nam nowe życie. „Now What?!" to najlepsza płyta Deep Purple od połowy lat 80.

Przyjeżdża pan do Polski nie tylko, żeby zagrać koncert z Deep Purple, ale i odebrać podczas festiwalu Soundedit w Łodzi nagrodę „Człowieka ze Złotym Uchem", za „całokształt dokonań w dziedzinie produkcji muzycznej".

To bardzo zaszczytne wyróżnienie, ponieważ zostanie mi przyznane nie tylko za komponowanie i wykonywanie muzyki, ale również za produkcję płyt. A muszę przyznać, ze pracę w studio bardzo sobie cienię i lubiłem robotę producenta.

Wśród artystów z którymi pan współpracował i którym produkował płyty byli: Elf, Nazareth, Ian Gillan Band, Rory Gallagher, Status Quo, Judas Priest, Rainbow, Deep Purple, David Coverdale, Young & Moody, Michael Schenker Group, Pretty Maids, Dream Theater. Z kim najlepiej wspomina pan pracę?

Praca muzyka a praca producenta, to dwa różne światy. Przestawałem być basistą i stawałem się fanem muzyki produkując czyjąś płytę. Produkowałem płyty wykonawców, których byłem fanem. Lubię płyty takich wykonawców jak Alt- J, Kings Of Leon, Artic Monkeys. W drugiej połowie lat 70. powiewem nowości i świeżości w muzyce była grupa Judas Priest. Byłem producentem płyty „Sin After Sin", która jest dzisiaj klasyczną pozycją w historii muzyki rockowej. Najwięcej płyt wyprodukowałem w latach 70. Praca nad każdą z nich zajęła dużo czasu. Poświęcałem nie mniej niż dwa miesiące na płytę, a czasem nawet cztery. Dzisiaj nie mam już tyle czasu co dawniej. Jestem skupiony na Deep Purple więc na produkcje płyt mam znacznie mniej czasu.

Wspomniał pan o pracy z Judas Priest, którzy grają mocniejszą muzykę od Deep Purple. Jak wyglądała wasza współpraca?

Judas Priest nie chcieli, żebym był producentem ich płyty. Powiedzieli mi w pewnym momencie, że sami wyprodukują „Sin After Sin". Życzyłem im powodzenia i rozstałem się z nimi bez żalu. Po miesiącu pracy zadzwonili do mnie ze studia skarżąc się, że mają problemy. Byliśmy przyjaciółmi więc nie obraziłem się na nich wcześniej i pomogłem dokończyć nagrania. Powstała jedna z najlepszych płyt Judas Priest.

Nagrał pan też kilka solowych płyt, które były wysoko ocenianie przez krytyków. W szczególności: „The Butterfly Ball and the Grasshopper's Feast", "Accidentally on Purpose" nagrane współnie z Ianam Gillanam, czy „If Life Was Easy", powstałe cztery lata temu.

Moja solowa twórczość wywodzi się z brzdąkania w samotności na gitarze akustycznej. Jestem fanem wszystkiego co zrobił JJ Cale. Zawsze chciałem tworzyć muzykę o podobnej bluesowej lekkości i zwiewności. Mam wrażenie, że szczególnie udało mi się ten efekt osiągnąć na ostatniej płycie „If Life Was Easy". Czuje się przede wszystkim kompozytorem. Zapragnąłem odjeść od grania ostrego hard rocka i chciałem stworzyć muzykę, która miałaby w sobie atmosferę raju. Słucham często internetowego radia Paradise, które gra dużo bluesa, klasyki, jazzu. Sporo klimatycznej przyjemnej muzyki, która nie ma wiele wspólnego z komercją i przebojami rockowymi. Zawsze chciałem, żeby moje kawałki też były nadawane w Radio Paradise. Teraz są. Jestem w raju (śmiech).

Nie wolałby pan, żeby utwory były emitowane w stacjach komercyjnych?

Stacje komercyjne lansują głownie produkty muzyopodobne. Muzyka jest dzisiaj tania. Straciła na wartości. Wszystko jest teraz dostępne za darmo. Ludzie mają gigantyczny wybór. Nie powstają już piosenki, które zmieniają świat. I nawet gdyby powstały, to ludzie by nie zauważyli. Taki utwór jak „Smoke On The Water" nie odniósłby dzisiaj sukcesu.

Dlaczego?

Bo była produktem tamtych czasów. Czas jest wszystkim. Żeby odnieść sukces wszystkie planety muszą być w idealnym układzie. Trzeba mieć odpowiedni zespół, muzyków, piosenkę, menagerów, wytwórnię płytową i widownię. My to mieliśmy, bo wtedy wszystko działało inaczej. Dzisiaj nie mielibyśmy szans na karierę zaczynając z naszą muzyka i podejściem do biznesu.

Ritchie Blackmore, legendarny gitarzysta Deep Purple, zapowiedział powrót do grania rocka. Wyraził chęć zagrania z Deep Purple kilku koncertów co bardzo spodobało się fanom.

Deep Purple nie powróci do starego składu. Nie sądzę też, żebyśmy mieli wystąpić wspólnie na okazjonalnych koncertach. Mamy gitarzystę, nazywa się Steve Morse i jesteśmy bardzo zadowoleni z pracy z nim. Ritchie Blackmore to wielki gitarzysta i cieszę się, że wraca do grania rocka, ale pod szyldem Deep Purlple raczej nie wystąpi.

Czy sam wystąpiłby pan z Blackmorem na scenie?

Jeśliby mnie zaprosił, to zastanowiłabym się nad tym. Przeżyłem z Ritchiem wiele wspaniałych chwil. Wspólnie nagraliśmy wiele płyt z Deep Purple i Rainbow. Czas spędzony z Ritchiem był dla mnie bardzo ważny, ale to przeszłość. Mam wrażenie, że miałem kilka żyć. To przed Deep Purple, po Deep Purple, z Rainbow, znowu z Purplami i obecne. Jestem właśnie w trakcie pisania swojej autobiografii. Dużo się w moim życiu działo.

Wielu fanów Deep Purple liczy na rocznicowy koncert grupy gdzie na scenie wystąpiliby muzycy, którzy przewinęli się przez zespół, tacy jak: wspomniany Ritchie Blackmore, pierwszy wokalista grupy Rod Evans, pierwszy basista Nick Simper, David Coverdale, Glenn Hughes, Joe Lynn Turner i Joe Satriani.

Nie ma szans na tego typu koncert. Po co organizować taką imprezę? Przypisuje się Jonowi Lordowi wypowiedź, w której liczył na tego typu koncert, ale on tak nigdy nie powiedział. Powiedział, że to tylko marzenie. Wiem, że fani byliby zachwyceni wspólnym występem wszystkich muzyków Deep Purple, ale dla nas to były chaos.

Jak pan wspomina Jona Lorda, zmarłego kilka lat temu klawiszowca grupy?

Był moim przyjacielem. Był gentelmanem, bardzo miłym człowiekiem, bardzo spokojnym, życzliwym i kulturalnym. Nie mówił źle o innych. Był jedyny w swoim rodzaju. Jako artysta i jako człowiek. Słyszałem, że w Polsce odbywają się koncerty upamiętniające Jona Lorda.

Tak, odbył we wrześniu „IV Memoriał Jona Lorda - tribute to Deep Purple & more".

Jestem wdzięczny za to, że polscy fani czczą pamięć Jona Lorda.

Jak pan ocenia płyty Deep Puple, na których pan nie występuje?

Bardzo lubię dwa pierwsze albumy Deep Purple, „Shades of Deep Purple" i „The Book of Taliesyn" na których nie grałem i nie śpiewał wtedy jeszcze w zespole Ian Gillan. Można lubić Deep Purple lub nie, ale w tym zespole zawsze grali tylko najlepsi muzycy. Zawsze. Z późniejszych płyt na których nie gram cenię „Burn", chociaż w dniu w którym się ukazały bardzo jej nie lubiłem. „Stormbringer" to specyficzny album, ale są tam mocne utwory. Lubię płytę „Come Taste The Band" mimo, że nie brzmi jak Deep Purple. Ale przecież nie wszystkie płyty Purpli muszą brzmieć jak „In Rock".

Deep Purple wystąpi 25 października w łódzkiej Atlas Arenie. Dzień wcześniej Roger Glover na festiwalu Soundedit w Lodzi odbierze nagrodę „Człowieka ze Złotym Uchem", za „całokształt dokonań w dziedzinie produkcji muzycznej".

Deep Purple wystąpi 25 października w łódzkiej Atlas Arenie. Czego możemy się spodziewać po tym koncercie?

Występowaliśmy w Polsce wielokrotnie i zawsze byliśmy przyjmowani entuzjastycznie. Tym razem chcielibyśmy zaprezentować Polakom coś, czego jeszcze nie słyszeli. Pracujemy nad nową płytą. Mamy kilka napisanych utworów, ale jeszcze nie nagranych. Wchodzimy do studia w maju przyszłego roku w Nashville. Może zagramy Polakom premierowy materiał? Ale nie psujmy niespodzianki. Poza tym oczywiście przypomnimy najmocniejsze utwory z całej naszej kariery oraz piosenki z „Now What?!".

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Kultura
Jubileuszowa Gala French Touch La Belle Vie! w Warszawie
Kultura
Polskie studio Badi Badi stworzyło animację do długo wyczekiwanej w świecie gamingu gry „Frostpunk 2”
Kultura
Nowy system dotacji Ministerstwa Kultury: koniec ingerencji gabinetu politycznego
Kultura
Otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej za miesiąc, 25 października