"Rzeczpospolita": Chór im. Aleksandrowa jest w trakcie trasy koncertowej po Europie, ale ma spore problemy. Litwa nie zgodziła się na jego występy, w Polsce też wiele osób uważa, że grupa nie powinna u nas występować. Powinniśmy być zdziwieni tymi protestami?
Prof. Włodzimierz Marciniak: Chór Aleksandrowa przyjeżdża do Polski od wielu lat. Z punktu widzenia organizatorów koncertów konflikt rosyjsko-ukraiński nie ma zbyt dużego znaczenia. Jednak bardziej zastanawiająca jest frekwencja – co roku przychodzą tłumy, aby posłuchać chóru. Pytanie więc brzmi: dlaczego?, ale należy je zadać tym, którzy kupują bilety. Nie sądzę, by jakimikolwiek zakazami można było zmienić postawy Polaków. Ale może takie akcje protestacyjne coś ludziom uświadomią, bo wydaje mi się, że zainteresowanie chórem wynika z braku wiedzy oraz edukacji politycznej i kulturowej w Polsce.
Czym jest Akademicki Zespół Pieśni i Tańca Armii Rosyjskiej im. A.W. Aleksandrowa?
Chór Aleksandrowa ma silne umocowanie historyczne i instytucjonalne. Założycielem i pierwszym prowadzącym chóru był Aleksandr Aleksandrow, rosyjski kompozytor i generał, dosyć ważna postać życia kulturalnego w ZSRR w okresie stalinowskim. Zatem chór to relikt stalinowskiej kultury masowej. Stylistyka i sposób wykonywania pieśni też wywodzą się z okresu stalinowskiego. W ogóle jest to charakterystyczna forma dla systemu komunistycznego – duże chóry związane z takimi instytucjami jak armia. W Rosji chóry wojskowe, których członkowie na scenie występują w mundurach, są bardzo popularne. Dla nas może to nieco dziwne zjawisko, ale odnoszę wrażenie, że część polskiej publiczności za tym tęskni. Nie wiem tylko, czy oznacza to tęsknotę za komunizmem czy totalitaryzmem.
Było więcej występów rosyjskich zespołów, które powinny budzić kontrowersje?