Przed nami premiera filmu „Kulej. Dwie strony medalu”. Ma pan poczucie, że dzięki sukcesowi Julii Szeremety na igrzyskach w Paryżu zyskał on dodatkowy, symboliczny wymiar? Po 32 latach Polska znów ma medal w boksie. Niespodziewanie pański film staje się pomostem między współczesnością a złotą erą polskiego boksu.
Mogę tylko mieć nadzieję, że tak się stanie. Odkurzamy tę naszą pięściarską legendę i dodajemy jej skrzydeł poprzez film stworzony z myślą o widzach kochających historie polskich bohaterów żyjących w barwnych czasach.
Czy ten film to biografia Jerzego Kuleja?
To historia oparta na faktach. Mam takie powiedzenie: „Film to nie życie”, więc niektóre fragmenty życia Jerzego muszą być uproszczone, a inne – uwypuklone. Zaznaczam, że wszystkie wątki, które pojawiają się w filmie, zaczerpnęliśmy z życia. „Kulej. Dwie strony medalu” to rodzaj fabularyzowanej biografii, która dotyczy czterech lat z życia Jurka, okresu między igrzyskami w 1964 i 1968 roku. To był najbardziej dynamiczny, najbardziej szalony i najbardziej bohaterski okres w jego karierze.
Polacy mają dość szczególny związek emocjonalny ze sportem – zazwyczaj budzi on w nas żarliwy patriotyzm. Przeżywaliśmy to z Adamem Małyszem i Kamilem Stochem, z Justyną Kowalczyk, a także z Robertem Lewandowskim. Czy „Kulej. Dwie strony medalu” to też opowieść o patriotyzmie?