Premiera takiej płyty u nas jest jak wizyta tygrysa bengalskiego w Puszczy Białowieskiej. To bowiem, co w innych krajach wydaje się normą, u nas udało się dotąd tylko kilka razy. Producent muzyki klubowej zaprosił do współpracy wokalistów, by wspólnie stworzyć album łączący walory elektronicznych brzmień i popowych melodii.
Na płycie Foksa pojawiają się artyści maleńkiego sektora polskiej muzyki, którzy – jako przedstawiciele rzadkiego gatunku – powinni się znajdować pod ochroną.
Mimo niesprzyjających warunków – niewielkiej publiczności, braku klubów i wytwór- ni promujących ambitną elektronikę – nagrywają oryginalne utwory na światowym poziomie.
W Polsce muzyka klubowa i towarzysząca jej subkultura nie miały szansy się rozwinąć. Druga połowa lat 90. przyniosła co prawda boom clubbingu, ale był on krótkotrwały. Didżeje i producenci słynący z erudycji i kunsztu zostali zepchnięci ze sceny przez młodszych następców, którzy nie zgłębiają tajników warsztatu, po prostu grają. Często byle jak, ale ich rówieśniczej publiczności absolutnie to nie przeszkadza.
Tymczasem garstka fachowców robi swoje. Grupy takie jak Loco Star, Dick4Dick czy Miloopa należą do najbardziej odkrywczych w naszym kraju. Ich członkowie spotkali się teraz na płycie Foksa i pokazali, że przepaść między polską a zagraniczną muzyką znika.