Rz: Niedawno ukazał się pana nowy album „Free”. Już sam tytuł jest intrygujący. Czy chodzi o free jazz?
Marcus Miller: Nie, po prostu zrobiłem to, co chciałem i co lubię. Ten album najlepiej pokazuje, jaki jestem i że czuję się wolny. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu miłośników jazzu to słowo kojarzy się ze stylem free jazz. Mogą być zaskoczeni.
Czy przygotował pan dla nich coś nowego?
Nowym elementem mojej muzyki są motywy orientalne. Częściej też sięgam po cudze kompozycje. Natomiast moja muzyka staje się coraz bardziej naturalna. Rzadziej korzystam z elektroniki, częściej z sekcji rytmicznej, gitary i instrumentów dętych. Zaczynałem w czasach, kiedy głównym celem artystów było osiągnięcie nienaturalnego brzmienia. Teraz moje nagrania niewiele różnią się od tego, co gramy na koncertach.
Tego lata prezentował pan repertuar z „Free” na kilku festiwalach w Europie. Czy koncertowe wersje odbiegały od studyjnych?