Prawdziwa twarz Mikołaja

Na co dzień studiują, pracują, prowadzą własne firmy. Przed Bożym Narodzeniem garnitury i dżinsy zamieniają na czerwone kubraki. Żeby zarobić, a przy okazji sprawić radość innym

Aktualizacja: 15.12.2007 16:38 Publikacja: 15.12.2007 01:26

Prawdziwa twarz Mikołaja

Foto: Rzeczpospolita

Najważniejszy w zawodzie Mikołaja jest dobry kontakt z dziećmi. I ich zaufanie.

– Trzeba uważać, by go nie stracić – podkreśla Piotr Bąk, emerytowany już Święty Mikołaj. Pracował siedem lat. Wspomina, jak kiedyś przed domem, w którym miał wizytę, w zaspie śniegu utknął jego samochód. O pomoc w wyciągnięciu auta poprosił gospodarzy. Niestety, wraz z nimi przed dom wybiegły dzieci. Ze zdumieniem patrzyły na całe zajście.

– Ale jak to? – pytały. – Przecież mówiliście, że Mikołaj jeździ saniami – z oburzeniem spoglądały na rodziców.

Ci, po chwili konsternacji, odpowiedzieli: – No tak, ale ten Mikołaj jest wyjątkowo nowoczesny.

Kamil Nowak, zanim został Mikołajem, z Biurem Turystyki Aktywnej Kompas jeździł jako wychowawca kolonijny. Studiuje na trzecim roku stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim. – Zadebiutowałem jako Mikołaj dla TVP 2 w programie „Pytanie na śniadanie”. Audycję nagrywaliśmy 30 listopada, emisja była 4 grudnia. Szukałem na ulicy odpowiedzi na pytanie: czy Mikołaj istnieje, czy go nie ma? Chodziłem w stroju Mikołaja m.in. po Nowym Mieście. Było wesoło i bardzo mi się spodobało. Okazało się, że wcale się nie wstydzę występować przed innymi – opowiada.

Strój Mikołaja wkładał osiem razy, w planach ma jeszcze kilkanaście wizyt. – Odwiedzam mieszkania, domy dziecka, biorę udział w imprezach firmowych – wyjaśnia.

Przed wizytą w prywatnym domu rozmawia z rodzicami dzieci, które odwiedza. Pyta o imiona, zainteresowania pociech, o to, czy były grzeczne.

Kiedy odwiedza domy dziecka, w spotkaniu uczestniczy od kilkunastu do kilkudziesięciorga dzieci.

– Wtedy nie mogę porozmawiać z maluchami indywidualnie, ale staram się na każdego zwracać uwagę. Dzieci przygotowują dla mnie wierszyki, piosenki. To bardzo miłe – tłumaczy.

W zeszłą sobotę, kiedy wracał z wizyty w Wilanowie, wsiadł do autobusu w stroju Mikołaja.

– Jechałem na Mokotów. W autobusie wywołałem sensację. Dzieci pytały rodziców, czy teraz będą rozdawane prezenty. Żeby było śmieszniej, tym samym autobusem jechali kolędnicy, też w strojach służbowych – śmieje się Kamil.

W najbliższym czasie Kamil rozszerzy swoją działalność świąteczną. – Zostanę też elfem – zapowiada.

– W tym fachu jest równouprawnienie. Płeć nie dyskryminuje, a dziewczyny w roli Mikołajów nawet lepiej się sprawdzają przy młodszych dzieciach. Maluchy mniej płaczą, nie boją się, chętniej siadają na kolanach. Nie wiem, z czego to wynika, ale podejrzewam, że kobiety są delikatniejsze, cieplejsze i mają lepszy kontakt z maluchami – mówi Magdalena Makowska, koordynatorka pracy mikołaje24.pl w Warszawie.

Dziewczyna ma 20 lat. Oprócz tego, że zimą zakłada strój Mikołaja, jest studentką dwóch kierunków: zarządzania i marketingu na UW oraz turystyki i rekreacji na SGGW. Od lat jest także związana z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy.

– Pierwszy raz się przebrałam, kiedy się okazało, że umówiony Mikołaj złamał rękę. To była sytuacja kryzysowa – opowiada Magda. Tłumaczy, że strój jest tak przygotowany, by nawet drobna kobieta po przebraniu się wyglądała jak wielki Mikołaj. – Brzuszki mamy gotowe. Wyglądają jak fartuszek z kieszonką, taka torba kangurzycy. Gdy założymy go na siebie, nie da się odróżnić, czy to prawdziwy tłuszczyk, czy sztuczny worek – zapewnia.

Potem każdy Mikołaj zakłada zarost. – To broda z wąsami, z otworem na twarz, mocuje się ją za uchem. Specjalne obszycie brody sprawia, że trzyma się dobrze na ustach. Nigdy nie może spaść – dodaje Magda. Następnie wkłada się perukę, która zakrywa włosy, a na nos wędrują złote okulary. – Do kompletnego stroju dochodzi jeszcze czerwona czapka, płaszcz, czarny szeroki pas z klamrą, białe rękawiczki, spodnie i buty z cholewami. W takim stroju kobieta jest nie do rozpoznania. Jedyne, co nas może zdemaskować, to głos – przyznaje.

A jaką historię z życia Mikołajów wspomina najczęściej? – Raz nasz Mikołaj pomylił miejscowość Wieliszew. Pojechał do tej pod Grójcem, a dzieci czekały w tej nad Zalewem Zegrzyńskim – śmieje się studentka.

Michalina Kałkowska ma 21 lat. Jest studentką pedagogiki w Kolegium Nauczycielskim na UW. – Od maja pracuję w firmie Enjoy Group, która zajmuje się organizacją urodzin i imprez także dla dzieci. Zimą jestem Śnieżynką – mówi z dumą.

To pomaga jej zdobywać praktykę w przyszłym zawodzie nauczyciela. – Praca z dziećmi łączy się z moim kierunkiem studiów. Wykładowcy traktują moje zajęcie jako rodzaj doświadczenia. Czasem nawet pozwalają mi zwolnić się z zajęć, abym mogła zdążyć z wizytą do dzieci – opowiada. W okresie świątecznym prowadzi imprezy dla dzieci pracowników dużych firm. Mówi o sobie, że ma wiele wspólnego z wodzirejem. – Ode mnie zależy, jak będą bawiły się dzieci. Na przyjęciach urodzinowych czasem jestem wróżką, innym razem księżniczką. Zawsze muszę zapanować nad rozdokazywanymi maluchami i sprawić, by impreza nie zamieniła się w zakończoną płaczem przepychankę – wyjaśnia.

Michalina jest teraz bardzo zapracowana. Praktycznie codziennie przeistacza się w Śnieżynkę i rusza w miasto. – Zdarza się, że na imprezie mikołajkowej jest 30 dzieci, czasem więcej. – Często pracujemy w duetach, czasem w trójkę. Im jest więcej dzieci, tym potrzeba więcej animatorów zabawy.

Michalina mówi, że bardzo szybko łapie kontakt z dziećmi. – Często mi się zdarza, że kiedy bawię się z nimi, zapominam, że to praca. To taka wielka frajda. Przecież studiuję pedagogikę, bo uwielbiam dzieci. A jako Śnieżynka jestem dla nich kimś wyjątkowym: postacią z bajki, z ich marzeń – dodaje studentka. Opowiada, jak maluchy na imprezach podchodzą do niej i mówią: „Bardzo panią lubię!”. – To najlepszy komplement, jaki mogę usłyszeć, i wielka satysfakcja – przekonuje.

Sławomir Tomaszewski przez kilkanaście lat był księdzem katolickim. Przed czterema laty zrzucił sutannę i przeszedł na protestantyzm. – Taka była decyzja Boga. Zaufałem mu – mówi.

Teraz prowadzi własną firmę transportową. W mikołajowym fachu ma już dwa lata doświadczenia. Do interesu trafił przypadkiem. – Potrzebowałem pracy, a niełatwo ją znaleźć, gdy ma się ponad czterdziestkę na karku – wspomina. – Przed świętami natrafiłem na ogłoszenie firmy Santa Team: „Poszukujemy Świętych Mikołajów”.

Tomaszewski ceni sobie pracę z dziećmi, więc od razu uznał, że to oferta dla niego. – Ludzie dostają od Boga różne talenty – uważa. – Mój to umiejętność nawiązywania kontaktu z ludźmi.

Chociaż pierwszego wyjazdu ze Śnieżynkami już nie potrafi odtworzyć, to doskonale zapamiętał kolejny. To była impreza w dużej firmie. Jej organizatorka przy powitaniu ekipy ciągle powtarzała: „Przyjechał gwiazdor, przyjechał gwiazdor”. – Rozglądam się wokoło i żadnej znanej twarzy nie widzę – wspomina Tomaszewski. – Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że obsługująca nas dziewczyna mnie nazywa gwiazdorem! Pomyślałem: wow, to całkiem miłe. Szybko jednak ktoś sprowadził mnie na ziemię, wyjaśniając, że gwiazdor to regionalne określenie Świętego Mikołaja m.in. w Wielkopolsce, skąd była ta dziewczyna.

Sławomirowi Tomaszewskiemu z każdym rokiem przybywa konkurentów – brodaczy w czerwonych czapkach przed świętami można spotkać wszędzie: w centrach handlowych, szkołach, na ulicach, w metrze i tramwajach. Rozdają ulotki reklamowe, cukierki. Jak w tym tłumie rozpoznać tego prawdziwego Mikołaja? – Każdy może być prawdziwy – mówi stanowczo Tomaszewski. I nie trzeba mieć ani dużego brzucha, ani rumianych policzków. Jak przekonuje były ksiądz, wystarczy obdarowywać ludzi uśmiechem i dzielić się z nimi Dobrą Nowiną.

Nie tylko dzieci uważają, że św. Mikołaj istnieje. Wiarę tę, choć to wbrew rozsądkowi, chcą podtrzymywać również dorośli. Jest w nas bowiem naturalne uwielbienie fantastycznych opowieści. Im jesteśmy starsi, tym bardziej pielęgnujemy te złudzenia. Nic tak temu nie sprzyja, jak atmosfera świąt. Dzieci w wieku przedszkolnym, a czasem też w pierwszych klasach szkoły – nawet jeśli pod okiem nauczycieli same przygotowują prezenty – są przekonane, że pozostałe świąteczne upominki przyniósł św. Mikołaj. By utwierdzać je w tym przekonaniu, lepiej poprosić sąsiada, a nie tatę czy wujka, żeby w Wigilię przekroczył próg mieszkania z workiem niespodzianek. Rozczarowanie jednak zawsze przychodzi. Nie jest wstrząsem, bo dzieci ze względu na swoją ciekawość świata same zmierzają ku rozwikłaniu zagadki św. Mikołaja. Zaczynają dociekać, kto przynosi prezenty, coraz baczniej obserwują zachowania rodziców. Gdy przychodzi moment demaskacji, często jednak stwierdzają: po co mi to było? Dlatego warto go nie wyprzedzać. Razem z dzieckiem dać się porwać magii świąt.

Najważniejszy w zawodzie Mikołaja jest dobry kontakt z dziećmi. I ich zaufanie.

– Trzeba uważać, by go nie stracić – podkreśla Piotr Bąk, emerytowany już Święty Mikołaj. Pracował siedem lat. Wspomina, jak kiedyś przed domem, w którym miał wizytę, w zaspie śniegu utknął jego samochód. O pomoc w wyciągnięciu auta poprosił gospodarzy. Niestety, wraz z nimi przed dom wybiegły dzieci. Ze zdumieniem patrzyły na całe zajście.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"