Teraz prowadzi własną firmę transportową. W mikołajowym fachu ma już dwa lata doświadczenia. Do interesu trafił przypadkiem. – Potrzebowałem pracy, a niełatwo ją znaleźć, gdy ma się ponad czterdziestkę na karku – wspomina. – Przed świętami natrafiłem na ogłoszenie firmy Santa Team: „Poszukujemy Świętych Mikołajów”.
Tomaszewski ceni sobie pracę z dziećmi, więc od razu uznał, że to oferta dla niego. – Ludzie dostają od Boga różne talenty – uważa. – Mój to umiejętność nawiązywania kontaktu z ludźmi.
Chociaż pierwszego wyjazdu ze Śnieżynkami już nie potrafi odtworzyć, to doskonale zapamiętał kolejny. To była impreza w dużej firmie. Jej organizatorka przy powitaniu ekipy ciągle powtarzała: „Przyjechał gwiazdor, przyjechał gwiazdor”. – Rozglądam się wokoło i żadnej znanej twarzy nie widzę – wspomina Tomaszewski. – Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że obsługująca nas dziewczyna mnie nazywa gwiazdorem! Pomyślałem: wow, to całkiem miłe. Szybko jednak ktoś sprowadził mnie na ziemię, wyjaśniając, że gwiazdor to regionalne określenie Świętego Mikołaja m.in. w Wielkopolsce, skąd była ta dziewczyna.
Sławomirowi Tomaszewskiemu z każdym rokiem przybywa konkurentów – brodaczy w czerwonych czapkach przed świętami można spotkać wszędzie: w centrach handlowych, szkołach, na ulicach, w metrze i tramwajach. Rozdają ulotki reklamowe, cukierki. Jak w tym tłumie rozpoznać tego prawdziwego Mikołaja? – Każdy może być prawdziwy – mówi stanowczo Tomaszewski. I nie trzeba mieć ani dużego brzucha, ani rumianych policzków. Jak przekonuje były ksiądz, wystarczy obdarowywać ludzi uśmiechem i dzielić się z nimi Dobrą Nowiną.
Nie tylko dzieci uważają, że św. Mikołaj istnieje. Wiarę tę, choć to wbrew rozsądkowi, chcą podtrzymywać również dorośli. Jest w nas bowiem naturalne uwielbienie fantastycznych opowieści. Im jesteśmy starsi, tym bardziej pielęgnujemy te złudzenia. Nic tak temu nie sprzyja, jak atmosfera świąt. Dzieci w wieku przedszkolnym, a czasem też w pierwszych klasach szkoły – nawet jeśli pod okiem nauczycieli same przygotowują prezenty – są przekonane, że pozostałe świąteczne upominki przyniósł św. Mikołaj. By utwierdzać je w tym przekonaniu, lepiej poprosić sąsiada, a nie tatę czy wujka, żeby w Wigilię przekroczył próg mieszkania z workiem niespodzianek. Rozczarowanie jednak zawsze przychodzi. Nie jest wstrząsem, bo dzieci ze względu na swoją ciekawość świata same zmierzają ku rozwikłaniu zagadki św. Mikołaja. Zaczynają dociekać, kto przynosi prezenty, coraz baczniej obserwują zachowania rodziców. Gdy przychodzi moment demaskacji, często jednak stwierdzają: po co mi to było? Dlatego warto go nie wyprzedzać. Razem z dzieckiem dać się porwać magii świąt.