Warszawska publiczność przyjęła go w marcu 2007 roku entuzjastycznie. Bilety rozeszły się błyskawicznie, chętnych było wielokrotnie więcej niż miejsc w sali Filharmonii Narodowej. Zapewne Ivo Pogorelić o tym wiedział, a przecież przyjazd kosztował go tyle nerwów, że chętnie – jak to czynił kilkakrotnie w przeszłości – odwołałby swój recital. Nie chciał oficjalnych powitań ani tym bardziej obecności kamer telewizyjnych. Zaplanowaną próbę przedłużył, by móc ćwiczyć. Poprosił o możliwość wypróbowania kilku fortepianów, by wybrać instrument, który będzie mu najbardziej odpowiadał. Odmówił kontaktów z mediami, zabronił robienia zdjęć zarówno podczas próby, jak i w trakcie występu.
Warszawa jest dla niego miejscem wyjątkowym, ale czy rzeczywiście przyjaznym mimo uwielbienia słuchaczy? Na Konkursie Chopinowskim w 1980 roku reprezentujący wówczas Jugosławię 22-letni Ivo Pogorelić wydawał się głównym kandydatem do nagrody. Tak sądziła również ogromna część publiczności. Był inny od pozostałych uczestników, prowokował i drażnił swoimi interpretacjami, ale nikt nie miał wątpliwości, że pojawił się wielki talent i autentyczna indywidualność. Ivo Pogorelić nie dostał się jednak do finału, na znak protestu zasiadająca w jury Martha Argerich wyjechała wtedy z Warszawy.
Ten krzywdzący werdykt dopomógł mu wszakże w karierze. Kiedy w latach 80. szturmem zdobył największe estrady koncertowe świata, towarzyszyły mu wspomnienia warszawskiej awantury konkursowej. Do dziś wszystkie materiały promocyjne umieszczają informacje o jego chopinowskiej porażce i o tym, że w obronie pianisty stanęła wielka Martha Argerich, która nazwała go wówczas geniuszem.
Żal jednak z pewnością pozostał, a także przekonanie, że wpływ na werdykt jurorów na takich konkursach miała polityka, a nie sztuka. – Konkurs w 1980 roku był całkowicie zależny od wydziału muzycznego Ministerstwa Kultury ZSRR – opowiadał Pogorelić 14 lat później w wywiadzie dla miesięcznika „Diapason”. – Najlepszy dowód, że gdy dowiedziano się, iż zamierzam się zgłosić – na fali sukcesu po konkursie montrealskim, który dopiero co wygrałem – zostałem tam wezwany i zaproponowano mi układ: gdybym tutaj zrezygnował, miałbym wszelkie szanse, a nawet więcej niż szanse, na najbliższym Konkursie im. Czajkowskiego w Moskwie.
Ta wypowiedź doskonale wpisywała się w wizerunek, który Pogorelić konsekwentnie budował na artystycznych kontrowersjach ocierających się o skandal. Ale też dzięki temu zdobył ogromną popularność. Był pierwszym muzykiem klasycznym, który stał się idolem młodzieży, Nigel Kennedy pojawił się później. Starszych szokował ekscentrycznym strojem, a zwłaszcza interpretacjami daleko odbiegającymi od tradycyjnego pojmowania muzyki klasycznej. Jednocześnie powiedział kiedyś w wywiadzie dla niemieckiego „Sterna”: – „New York Times” nazwał mnie gwiazdą pop wśród pianistów klasycznych. Czyż może być coś bardziej obraźliwego? Od początku wyobrażenie o mojej osobowości było fałszywe.