Internet okazał się wyzwolicielem i przekleństwem sztuki wideoklipu. Kilka lat temu polskie stacje telewizyjne pozbyły się teledysków, zsyłając je ostatecznie do sieci. W tym samym czasie wytwórnie przestały łożyć na klipy, bo ich siła promocyjna okazała się niewspółmiernie mała do kosztów produkcji. Twórcy zostali pozostawieni sami sobie – dysponują mniejszymi budżetami, ale zyskali swobodę: nie muszą już kręcić pod dyktando telewizyjnych mód ani wymogów wydawcy.
Swoje filmy prezentują w portalach muzycznych, serwisie YouTube i podczas przeglądów takich jak Yach Film Festiwal, który trwa od czwartku. Drogą taśmę filmową zastąpiły kamery cyfrowe, nowe techniki animacji i efekty komputerowe – korzystają z nich niemal wszyscy autorzy klipów, które mają szansę zdobyć statuetki podczas niedzielnej gali w Gdańsku.
Wśród prac typowanych do Grand Prix znalazł się m.in. teledysk "Jest cudnie" do piosenki Maryli Rodowicz (nominowany także za animację i reżyserię). Wokalistka przeistacza się w nim w animowaną boginię rodem z obrazów Fridy Kahlo. Słowom o przemijaniu towarzyszą dowcipne obrazy przedstawiające Adama i Ewę, którzy po zakazanych igraszkach w raju lądują na smętnym przystanku autobusowym i mokną w deszczu.
Do klipu towarzyszącego hiphopowej przeróbce piosenki Franka Kimono "W aucie" realizatorzy zaangażowali Piotra Fronczewskiego i Stefana Friedmana – obaj wcielają się w groteskowych cwaniaków końcówki lat 80.
Klip "Jak nie ty, to kto?" ilustrujący utwór rapera O.S.T.R. też ma w sobie coś z nostalgii za schyłkiem PRL, tyle że tu mamy anonimowe postaci, a komiksowy styl przeplata się z fotografią i szybkim montażem. O trzy nagrody (Grand Prix, montaż, reżyseria) ubiega się teledysk "At the left hand ov God" deathmetalowej grupy Behemoth, zrealizowany z amerykańskim rozmachem. Stworzenie tej mrocznej, apokaliptycznej wizji wymagało plenerowych zdjęć, efektów specjalnych i skomplikowanej charak-teryzacji.