Założona w 1976 roku grupa to ikona brytyjskiego rocka. Byli zespołem punkowym, ale od początku ich muzykę cechował eklektyzm. Swobodne mieszanie gatunków, zabawa konwencjami stały się znakiem rozpoznawczym The Clash.

Potrafili połączyć punkową energię ze świetnymi piosenkami o niemal bitelsowskich harmoniach wokalnych. Czołowymi postaciami grupy byli dwaj śpiewający gitarzyści – Mick Jones i Joe Strummer. Kiedy ich drogi się rozeszły, żaden nie osiągnął już pozycji, jaką miał w szeregach The Clash.

Nowojorski koncert odbył się 13 października 1982 roku i był częścią trasy, na której The Clash otwierali występy innej brytyjskiej legendy – The Who. Byli wówczas u szczytu popularności, tuż po wydaniu przebojowego albumu „Combat Rock”.

Płyta „Live at Shea Stadium” dokumentuje ostatni okres działalności zespołu. Dominują na niej piosenki z „London Calling” i „Sandinisty”, ale jest także kilka punkowych hitów, takich jak „Tommy Gun” czy „I Fought the Law”. The Clash byli zafascynowani muzyką reggae. Także na tym koncercie nie mogło zabraknąć utworów w tym stylu. Mamy tu „Armagideon Time” – jamajska klasyka z repertuaru Willy’ego Williamsa, i „The Guns of Brixton” – utwór napisany i śpiewany przez basistę grupy Paula Simonona. Wówczas publiczność najlepiej przyjęła największe przeboje – „Rock the Casbah” i „Should I Stay or Should I Go”. Ten krótki, trwający niespełna 50 minut występ, potwierdza wielką klasę The Clash.

„Live at Shea Stadium” to pozycja przeznaczona przede wszystkim dla fanów. Im sprawi frajdę, bowiem niektóre utwory zdecydowanie różnią się od wersji znanych z płyt. Tym, którzy nie zetknęli się wcześniej z The Clash, proponowałbym zacząć od „London Calling”, a „Live at Shea Stadium” zostawić sobie na deser.