[b][link=http://www.rp.pl/galeria/31,1,330704.html" "target=_blank]Zobacz galerię zdjęć[/link][/b]
Pełne patosu przemowy, łzy, długie podziękowania i znakomita muzyka wypełniły wczorajszą uroczystość w Staples Center w Los Angeles. Publiczne pożegnanie z królem muzyki pop przypominało mszę, ale i perfekcyjnie zaplanowany spektakl wzorowany na galach Oscarów i Grammy.
Transmisję pokazały CNN, BBC, liczne sieci kablowe i dziesiątki portali internetowych. To była najchętniej oglądana stypa w historii – wstępne szacunki mówiły nawet o miliardzie widzów. W USA ludzie gromadzili się przed ekranami, m.in. na Times Square, w szkołach i kościołach. Do Los Angeles miało przyjechać 250 tys. fanów, ale zjawiło się znacznie mniej. Tylko 11 tys. zmieściło się w sali Staples.
Wcześniej na cmentarzu Forest Lawn zebrali się bliscy Jacksona. Po krótkiej ceremonii kolumna samochodów przejechała do Staples. Pożegnalny koncert oglądali rodzice, rodzeństwo i dzieci muzyka. Uroczystość rozpoczął występ chóru gospel. Gdy na scenę wnoszono złotą trumnę, chórzyści śpiewali balladę: „Dość już łez, spotkamy się z królem. Alleluja!”. Jako pierwszy przemawiał pastor Lucious Smith: – Jesteśmy w miejscu, gdzie jeszcze niedawno śpiewał i tańczył, wnosząc w nasze życie radość.
Piosenki z repertuaru Jacksona wykonywali czołowi amerykańscy artyści. Mariah Carey przypomniała „I’ll Be There”, wspaniały soulowy utwór o nieustającej miłości i więzi, która nie wygasa. Na scenę wyszedł Lionel Richie, który – jak Jackson – nagrywał w wytwórni Motown. W połowie lat 80. razem skomponowali „We Are The World” – apel o ratunek dla głodującej Afryki. Richie wykonał podniosłą religijną pieśń „Jesus Is Love”, ale najbardziej wzruszający był Stevie Wonder. – To moment, którego nie chciałem doczekać. Widać Bóg potrzebował ciebie bardziej niż my – powiedział i zaczął „I Never Dreamed You’d Leave In Summer” – balladę o nagłym pożegnaniu.