Na początek grono artystów kojarzonych z Warsaw Electronic Festiwal. To, co dla jednych będzie serią zgrzytów i chrobotów przetykanych sporadycznie minimalistycznymi, czysto ilustracyjnymi motywami, inni odbiorą jako konceptualne, futurystyczne kompozycje.
Przykładowo Krzysiek Cybulski zaczynał od progresywnego rocka, by za sprawą jazzowej edukacji otworzyć się na świat elektronicznych improwizacji. Destructio Continua oscyluje wokół noise’u, a przede wszystkim ambientu. Vasen Piparjuuri rozszerza granice tzw. inteligentnej muzyki tanecznej, nie zaprzestając walki z harmonią. Podczas gdy Kim_Nasung doprawia swoje dokonania szczyptą muzyki konkretnej i nagrań terenowych, Xlorite woli glitch. Proszę pomyśleć o tym, co się stanie, gdy zbiorą się razem...
Dzień później czeka nas dla odmiany dawka twórczości organicznej. Żadnych komputerów, sequencerów i tym podobnych urządzeń – Cyganie z Flare Beas Bandy najchętniej sięgają po drewniane łyżki bądź wybijają rytm na blaszanych bańkach, uzupełniając brzmienie partiami gitarowymi.
Mówimy o żywiole – zamiast wątłych, skulonych nad laptopem ciał zobaczymy żywiołowy taniec, a sklejone z wielu fantastycznie współpracujących głosów (w roli wokalistów Orsós Ervin, Bogdán Sándor, Orsós Tibor – i Orsós György „Bubu”) partie wokalne natychmiast pokażą, czemu formacja tak chętnie zapraszana jest do węgierskich domów tańca. Nie tylko tam zresztą, bo sława tych absolutnie bezpretensjonalnych grajków sięgnęła nawet wiosek kurdyjskich na wschodnich rubieżach Turcji.
Scenę na „Herbatniku” już znają, występowali na niej przed rokiem.