[srodtytul]Muzyczna guma do żucia[/srodtytul]
– Bob Dylan, wielki poeta i twórca popkultury, może mówić, co chce, i oczywiście ma rację. Na dokonujące się procesy kulturowe musimy jednak spojrzeć z perspektywy czasu – mówi Tomasz Stańko (ur. 1942 r.). – Dzięki nowinkom technologicznym możliwy stał się awans cywilizacyjny milionów ludzi, których pradziadków 100 lat temu uznawano za nic nieznaczącą masę. Pytanie brzmi, jakie treści niesie postęp? Oczywiście część użytkowników mobilnych odtwarzaczy ogranicza kontakt z kulturą do ściągania dzwonków lub plików MP3 z disco polo, ale akceptuję to. Przekonał mnie fan, z którym leciałem do Ameryki. Był dumny, że potrafi zaśpiewać czysto, gdy jego babcia zawodziła i fałszowała w kościele.
Młodszy Bodek Pezda (ur. 1969 r.), producent i muzyk elektronicznej grupy Agressiva '99, jest zdania, że gadżety służące do odtwarzania muzyki zubażają zarówno jej odbiór, jak i słuchaczy:
– Dzięki plikom MP3 słuchanym przez większość młodych można się zapoznać z nagraniami i szybko przesłać je na drugi koniec świata. Ale na pewno nie dają szansy na poznanie wszystkich brzmień muzyki, jakie oferuje tradycyjna płyta. Cyfryzacja oznacza skompresowany, niższej jakości dźwięk. Ogranicza też artystyczny przekaz, odrywa nas od korzeni gutenbergowskiej cywilizacji: zamiast dużej okładki, książeczki, która jest ważnym elementem albumu – proponuje malutki skan. Dostajemy amalgamat, który upraszcza i infantylizuje świat. Ulica, gdzie słucha się MP3, też nie jest idealnym miejscem do odbioru muzyki. Umila czas spędzany w środkach komunikacji, ale upodabnia nagrania do nerwowo przeżuwanej gumy. MP3 się kasuje, zapomina. Nagrywa nowe.
[srodtytul]Złowieni w sieć[/srodtytul]
– Elektroniczne gadżety łączy się z kulturą pop – migotliwą, ulotną – mówi prof. Dariusz Doliński ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu. – Ale dziś trudno już stwierdzić, co jest skutkiem, a co przyczyną. Edukacja została przecież oparta na tzw. pigułach treści i testach. Uczy powierzchowności, co odpowiada kulturze Internetu i YouTube'a. Modne stały się kursy szybkiego czytania. De facto – chodzi o serfowanie. Liczy się tempo lektury, a nie refleksja. Jak smakować w ten sposób Prousta czy Joyce'a?