Od dziesięciu lat skutecznie ożywia warszawską scenę muzyczną. Z powodzeniem też odbrązowia jazz i pokazuje, że wirtuozerię można łączyć z melodyjnością, a zabawa to nie grzech.
Paweł Szamburski, bo o nim mowa, jest w równym stopniu muzykiem i organizatorem. Zaczynał od udziału w imprezach Galimadjaz. Z czasem sam powołał do życia Djazzpory – spotkania dla improwizujących muzyków.
– Wokół tych wydarzeń zebrało się całe nowe środowisko muzyczne – wspomina dziś muzyk. Dzięki temu powstało też wiele nowych projektów, a istniejące zespoły poszerzyły swe składy. Szamburski natomiast wpisał się na stałe w stołeczną panoramę muzyczną.
Jego klarnet współgrał już z basem i skrzypcami w zespole Tupika oraz z gitarą i perkusją w grupie Horny Trees. Samego Pawła zaś widziano w towarzystwie wszystkich ważnych i ciekawych młodych muzyków – od Rogińskiego czy Morettiego, przez Zakrockiego, po Trifonidisa.
Obecnie, w chwilach, gdy nie pracuje nad płytą w ramach projektu o przewrotnie prowokacyjnej nazwie SzaZa, jeździ po Polsce z żydowskim repertuarem Cukunftu.