Chwilę później tej samej procedurze poddany został Tomasz Stańko. Kiedy stanął z trąbką na brzegu sceny i grał, na kilka minut telewizyjny cyrk się zatrzymał, ale potem ruszył ze zdwojoną mocą. Prezenterzy prześcigali się w tytułowaniu Stańki mistrzem, a złotousta Cichopek dodała: „To dla mnie wielka przyjemność, że mogę stać koło pana i w takim razie – chwila dla fotoreporterów!”. W takiej formule świetnie czuł się Robert Kupicha z zespołu Feel, który zapowiedziano jako „czterech chłopców z Katowic”, czyli polskich Beatlesów. Piotr Rubik pokazał nową trwałą, a Paulla zademonstrowała, jak najlepiej zmarnować liczącą pięć oktaw skalę głosu: naśladując pretensjonalną manierę wokalną Edyty Górniak.
Kayah zaprosiła Royal String Quartet i starała się stworzyć muzyczny spektakl, ale widzowie gubili się w dziwnych aranżacjach i nawet szalone tańce artystki nie poderwały ich z miejsc.
Wystarczyło natomiast, że na scenę wyszła odmieniona Chylińska w kremowej sukience i szpilkach, a publiczność oszalała. Eksrockmanka w wersji dance dostała aplauz, na jaki tego wieczora mógł liczyć jeszcze tylko Seweryn Krajewski, który wspólnie z Andrzejem Piasecznym świętował największą ubiegłoroczną sprzedaż. Nagroda honorowa należy się muzykom Hey i Katarzynie Nosowskiej, którzy nawet w Polsacie nie chodzą na kompromisy – po prostu grają.
Festiwalowa atmosfera nadmiernie udzieliła się Maciejowi Maleńczukowi, który podróżował w czasie i śpiewał swoje najlepsze piosenki, ale chwilami zgrywał się jak marny aktor komediowy. To zły znak, gdy opowiadający anegdoty muzyk śmieje się z nich głośniej niż publiczność.
Jeszcze gorzej, gdy trajkocząca banały Agata Młynarska zmusza go, by ściskał się z przyjacielem sprzed lat i dziękował Ninie Terentiew za sprezentowaną mu gitarę. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji Maleńczuka ratował talent i autoironia.
Nie można tego powiedzieć o Edycie Górniak, której sobotni jubileusz był napuszoną groteską. Zamiast podziwiać dorobek obdarzonej fenomenalnym głosem wokalistki, z rosnącym zażenowaniem słuchałam jej szlochów i westchnień oraz kuriozalnych aranżacji skądinąd dobrych piosenek.