Catherine Keener nie pasuje do stereotypu hollywoodzkiej gwiazdy. Nie przepada za przyjęciami, nie gości na okładkach kolorowych magazynów, a jej nazwisko rzadko pojawia się w plotkarskich rubrykach. Jest skromna i bardzo dyskretna. Rozwiodła się też w zupełnie niehollywoodzkim stylu – cicho, bez kłótni o majątek i pomocy prawników. Małżeństwo z aktorem Dermotem Mulroneyem rozpadło się po 17 latach. W 2007 roku para rozstała się w przyjaźni i wspólnie wychowuje syna Clyde’a.
W Hollywood jest wiele gwiazd popularniejszych od Keener, ale niewiele tak jak ona rozchwytywanych. Catherine gra dużo, czasem nawet w czterech filmach rocznie, i co najważniejsze – niezależnie od wysokości budżetu są to zawsze produkcje interesujące.
Aktorka przyznaje, że role wybiera ostrożnie. W każdym razie ostrożniej niż na początku kariery. Mówi, że najlepszą gwarancją jakości filmu są scenariusz i nazwisko reżysera. W gronie filmowców, którym Keener dochowuje wierności od lat, jest Spike Jonce – reżyser głośnego, niezależnego „Być jak John Malkovich” (1999). Rola przedsiębiorczej i atrakcyjnej Maxine w tym właśnie filmie przyniosła Catherine pierwszą nominację do Oscara. – Aktor jest w filmie tylko na tyle dobry, na ile dobry jest reżyser – powiedziała w jednym z wywiadów.
Podkreśla, że ma wielkie szczęście, bo reżyserzy chcą z nią pracować przy kolejnych przedsięwzięciach. Na przykład Nicole Holofcener, która nakręciła dotąd cztery filmy, m.in. „Przyjaciół z kasą”, i w każdym Catherine zagrała jedną z głównych ról.
Keener z wzajemnością pokochała kino niezależne, w 1997 roku była nawet jurorką festiwalu w Sundance. Ale nie unika też Hollywood, jeśli zdarzy się ciekawa propozycja. Wspomina, że na planie swojego pierwszego wysokobudżetowego filmu: komedii romantycznej „Co z oczu, to z serca” z George’em Clooneyem i Jennifer Lopez, przeżyła prawdziwy szok. Liczba członków ekipy, miejsc, gdzie kręcono zdjęcia, ilość sprzętu – wszystko było oszałamiające.