[b]Rz: Europejskie Dni Dziedzictwa odbywają się na przełomie lata i jesieni – po powrotach z wakacyjnych wojaży. Jak na tle innych krajów kontynentu prezentuje się Polska? Mamy się czym pochwalić?[/b]
[b]Paulina Florjanowicz:[/b] Mamy mnóstwo powodów do dumy – na czele z dziedzictwem przemysłowym, które jest w tym roku tematem EDD w Polsce. Ideę Dni najlepiej streszcza popularne powiedzenie: „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Dlatego imprezę organizujemy nie w czasie wakacji, tylko już po nich, i adresujemy do społeczności lokalnych, które dzięki niej poznają wartość swojego dziedzictwa. Właśnie: dziedzictwa, a nie zabytków, bo nie chodzi tylko o obiekty, ale także o historię z nimi związaną, o wpływ na nasze życie i na naszą tożsamość.
Od czterech lat staramy się wybierać tematy uniwersalne – tak, by każdy mógł zaprezentować coś swojego. Nie ma chyba miejscowości, w której nie byłoby starych zakładów albo zabytkowych maszyn, młynów czy wąskotorówki. A sprzęty domowe, które wyszły z użycia? Stara maszyna do szycia, telefon z tarczą. Prawie w każdym domu znajdzie się coś takiego.
[b]Jednak zabytki techniki są u nas ciągle niedoceniane. Dlaczego?[/b]
Między innymi dlatego, że są takie zwyczajne i kojarzą się z codziennym życiem. Trudno uznać za zabytek coś, co jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu było normalnym narzędziem pracy. Mamy też takie skojarzenie, że zabytek musi być „piękny”. A przecież o wartości zabytkowej nie decyduje kryterium estetyczne, lecz autentyczność i osadzenie w kontekście: społecznym, historycznym, geograficznym. Dziedzictwo przemysłowe doskonale to ilustruje – to są zabytki stosunkowo młode, mam z nimi emocjonalny związek. Bo mówimy nie tylko o budynkach i przedmiotach, ale też o ludziach, zwyczajach i tradycji, której są świadectwem. O historii z najbliższej perspektywy – nie świata czy kontynentu, ale nas i naszej rodziny.