Obok francuskiej aktorki zasiadają w nim: amerykański krytyk filmowy, współpracownik „Los Angeles Times” Justin Chang, niemiecka aktorka Sandra Hüller - laireatka Srebrnego Niedżwiedzia z 2006 roku za rolę w filmie „Requiem” Hansa-Christiana Schmida, znakomity chilijski reżyser, autor m.in. Fantastycznej kobiety” - Sebastián Lelio (Chile), Rajendra Roy - kurator działu filmowego w nowojorskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej oraz brytyjska producentka, reżyserka i aktorka Trudie Styler.
- To będzie festiwal pełen człowieczeństwa. Ale dzisiaj oznacza to upolitycznienie. Świat jest egoistyczny i pełen niepokojów, bogate państwa zamykają granice przed uchodźcami. A jesteśmy odpowiedzialni za to, co zostawimy następnym pokoleniom - mówiła na konferencji prasowej Juliette Binoche.
- Jako krytyk piszący w Stanach, piszę przede wszystkim o kinie amerykańskim. Dlatego bardzo się cieszę, że mogę być tu, w Berlinie, i obejrzeć produkcję światową.
Jurorzy idą z duchem czasu. Rahendra Roy wystąpił w koszulce „The future of film is female”. Jak zwykle na podobnych konferencjach padło pytanie o stosunek jurorów do filmów wyprodukowanych przez Netflix. Festiwal canneński się od nich odciął, Wenecja całkowicie się na nie otworzyła, w Berlinie też znalazł się w konkursie wyprodukowany przez tę stację streamingową film Isabel Coixet „Eliza i Marcela”.
Binoche stwierdziła, że Dieterowi Kosslickowi wystarczyła dystrybucja kinowa w rodzinnej Hiszpanii, ale Sebastian Lelio zdecydowanie wypowiedział się w obronie kina: - Wszyscy wiemy, że kino to nie kwestia tego, czy kręcimy na taśmie czy w technice cyfrowej. Ale zastanawiam się czy film może z prawdziwą siłą oddziaływać poza salą kinową. Wszystko się zmienia, stoimy na rozstaju dróg. Wciąż jednak bronię magicznego doświadczenia wspólnego przeżywania filmu razem, w ciemnej kinowej sali.