Reklama

Odszedł pionier be-bopu James Moody

Amerykański saksofonista, flecista i kompozytor James Moody zmarł w czwartek w San Diego, w Kalifornii. Miał 85 lat

Publikacja: 11.12.2010 15:45

James Moody

James Moody

Foto: materiały prasowe

Informację podała wczoraj wdowa, Linda Moody. Przyczyną był rak trzustki. Miłośnicy jazzu zapamiętają ciepłe brzmienie jego saksofonu, uśmiech i radość, którą przekazywał słuchaczom w swojej muzyce.

Początek kariery Jamesa Moody’ego przypadł na rok 1946, kiedy przyłączył się do zespołu Dizzy Gillespiego. To były początki be-bopu, stylu, który zrewolucjonizował jazz. Jego solówka w temacie Gillespiego „Emanon” przeszła do historii jazzu. Dwa lata później podpisał kontrakt z wytwórnią Blue Note, dla której dokonał pierwszych nagrań w roli lidera. Kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu do Europy na serię koncertów, skrzętnie z niej skorzystał. Przez trzy lata koncertował w klubach Londynu, Paryża, Amsterdamu, Kopenhagi i Sztokholmu. Później powiedział, że do wyjazdu z Ameryki skłoniły go akty rasizmu wobec afro-amerykańskich jazzmanów.

W 1949 r. zyskał popularność dokonanym w Szwecji nagraniem „Moody’s Mood For Love”. Była to nowa interpretacja ballady z 1935 r. „I'm in the Mood for Love” Jimmy’ego McHugha. Nagrywał ten utwór jeszcze kilkakrotnie w swojej karierze. Aktor i prezenter Bill Cosby nazwał temat „hymnem narodowym Ameryki”. Po powrocie do USA w 1952 r. Moody zaangażował wokalistę Eddiego Jeffersona, żeby wykonywać na koncertach wokalną wersję utworu, co przyniosło mu dużą popularność.

W 1963 r. Gillespie ponownie zaprosił Moody’ego do swojego kwintetu. Dwa lata później zespół wystąpił na festiwalu Jazz Jamboree. Saksofonista zagrał na scenie Sali Kongresowej jeszcze tylko raz w 1972 r. w grupie Jimmy Smith And His Friends.

Charakterystyczne brzmienie saksofonu Jamesa Moody’ego słychać na płycie grupy The Manhattan Transfer „Vocalese” z 1985 r. Za tę solówkę dostał nominację do nagrody Grammy.

Reklama
Reklama

Natomiast w 1995 r. w klubie Blue Note odbyła się gala z okazji 70. urodzin artysty z udziałem sław jazzu, a koncert poprowadził Bill Cosby. Album „Moody’s Party Live at the Blue Note” wydała wytwórnia Telarc.

Do najlepszych płyt artysty ostatnich lat należą: „Young at Heart” (1995) z interpretacjami piosenek z repertuaru Franka Sinatry, „Moody Plays Mancini” (1997), „Our Delight” (z pianistą Hankiem Jonesem) i ostatnia „Moody 4B”, która została nominowana do nagród Grammy 2011.

Moody był ulubionym saksofonistą wokalistów i wokalistek. Występował i nagrywał z Dinah Washington, a ostatnio z Robertą Gambarini. Sam również śpiewał na koncertach.

Odszedł jeden z najwybitniejszych artystów w historii jazzu, ostatni z pionierów be-bopu.

Informację podała wczoraj wdowa, Linda Moody. Przyczyną był rak trzustki. Miłośnicy jazzu zapamiętają ciepłe brzmienie jego saksofonu, uśmiech i radość, którą przekazywał słuchaczom w swojej muzyce.

Początek kariery Jamesa Moody’ego przypadł na rok 1946, kiedy przyłączył się do zespołu Dizzy Gillespiego. To były początki be-bopu, stylu, który zrewolucjonizował jazz. Jego solówka w temacie Gillespiego „Emanon” przeszła do historii jazzu. Dwa lata później podpisał kontrakt z wytwórnią Blue Note, dla której dokonał pierwszych nagrań w roli lidera. Kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu do Europy na serię koncertów, skrzętnie z niej skorzystał. Przez trzy lata koncertował w klubach Londynu, Paryża, Amsterdamu, Kopenhagi i Sztokholmu. Później powiedział, że do wyjazdu z Ameryki skłoniły go akty rasizmu wobec afro-amerykańskich jazzmanów.

Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama