Koncerty transmitowane były na żywo w piątkowy wieczór na antenie Trójki ze Studia im. Agnieszki Osieckiej.
Takiego spotkania na szczycie polskiego rocka i jazzu dawno nie było. Po koncercie Piotr Stelmach powiedział mi, że Pink Freud to jego zdaniem nie jest czysty jazz, a Wojtek Mazolewski i jego ekipa to punkowcy. Trochę tak jest. Ale nikt nie ma wątpliwości, że to muzyka improwizowana, rozkołysana (swingująca?), tętniąca rytmem, melodyjna (a jakże, nucić też można), a przede wszystkim niosąca pozytywną energię.
Żadna inna muzyka tak skutecznie nie poprawia mi dziś nastroju jak właśnie Pink Freud. Owszem przeżycia estetyczne, intelektualne, znajduję w wyrafinowanym jazzie: Włodka Pawlika, Tomasz Stańki czy Marcina Wasilewskiego. Jednak czystą energię dostaję za pośrednictwem fal akustycznych płynących bezpośrednio ze strun gitary basowej Wojtka Mazolewskiego, a jego kompani dodają swoje w wybornym stylu.
Ale zanim na scenie Trójki pojawiła się formacja Pink Freud, doznałem olśnienia. Nie tak dawno lamentowałem w gronie znajomych, że nie ma u nas prawdziwie rockowego zespołu, który nawiązywałby do dokonań Led Zeppelin, Hendrixa czy Deep Purple. Jakże głęboka była moja niewiedza. Taki zespół jest, działa od 2008 roku i nazywa się Kim Nowak.
Jak wysoki prezentuje poziom i jakiego potrafi dać czadu, przekonałem się na własne oczy i uszy podczas piątkowego koncertu. Trio w składzie: Michał Sobolewski - gitara, Bartek Waglewski (Fisz) - gitara basowa i Piotr Waglewski (Emade) - perkusja improwizują z zacięciem najlepszych rockmanów, a przede wszystkim mają doskonałe brzmienie, pomysły na ciekawe aranże i ten błysk geniuszu, który każe stawiać trio wśród najlepszych w polskiej muzyce, nie tylko rockowej.