Szukam melodii w każdym dźwięku

Z Tordem Gustavsenem, norweskim pianistą i kompozytor rozmawiał Marek Dusza

Aktualizacja: 28.06.2011 13:15 Publikacja: 28.06.2011 13:10

Rz: Nagrał pan dwie znakomite płyty dla prestiżowej wytwórni ECM, z którą są związani m.in. Keith Jarrett, Jan Garbarek i Tomasz Stańko. Chyba nie było łatwo dostać się pod jej skrzydła?

Tord Gustavsen:

Nawet o to nie zabiegałem. Szef studia Rainbow w Oslo, gdzie nagrałem materiał ze swoim triem na naszą pierwszą płytę, zaprezentował tę muzykę Manfredowi Eicherowi, szefowi wytwórni ECM, który akurat realizował tam swój projekt. Eicher zadzwonił do mnie i powiedział, że chce nasze nagranie wydać u siebie. Byłem zaskoczony, ale zgodziłem się bez wahania.

Po raz pierwszy zobaczyłem pana nazwisko na płycie norweskiej wokalistki Silje Nergaard. Czy to były początki pana kariery?

Wcześniej wystąpiłem na kilkunastu płytach, a Silje akompaniowałem bodaj pięć lat, zanim postanowiłem założyć wlasne trio. Współpraca z wokalistkami była moją specjalnością. Lubię interakcję między fortepianem, a głosem, który ma naturalną melodyjność. Imponują mi śpiewaczki potrafiące wyrazić ekspresję kilkoma nutami. Akompaniowałem najpierw wokalistkom śpiewającym poezje, a później nagrałem trzy albumy z Silje. Dużo koncertowaliśmy i razem z nią napisałem kilka piosenek.

Słuchając płyt pańskiego tria odniosłem wrażenie, że grając na fortepianie naśladuje pan śpiew.

Dziękuję, to dla mnie komplement.

Nastrój tych nagrań jest bardzo romantyczny, czy tak podchodzi pan do muzyki?

Gdybym planował nagranie ballad, które ujmą słuchaczy romantyzmem, z pewnością by mi się nie udało. Staram się, by moja muzyka była szczera i jak najlepiej opisywała uczucia. Piękno, które chcę w niej zawrzeć nie znosi popisów ani udawania, wymaga natomiast całkowitego zatracenia się w improwizacjach.

Ile w waszej muzyce jest improwizacji, a jaką część zapisuje pan w nutach?

Trudno określić dokładne proporcje. W nutach zawarte są szkice. Każdy utwór powstaje na nowo, kiedy gramy go na koncercie. Zmieniamy strukturę, dodajemy nowe fragmenty, z innych rezygnujemy. Są fragmenty totalnie improwizowane bez wstępnych ustaleń, po prostu słuchamy się nawzajem i sami jesteśmy ciekawi, co z tego wyniknie. Naszą pasją jest melodia, szukamy jej w każdym dźwięku i to jest najważniejsze.  Dla większości jazzmanów melodia jest pretekstem do improwizacji. Dla nas stanowi jednolitą całość z improwizacją.

Jak długo gra pan z tymi samymi muzykami?

Ponad pięć lat.

Czy to pomaga we wzajemnym zrozumieniu?

Oczywiście, poznajemy się coraz lepiej i dobrze rozumiemy. Jednak w procesie twórczym ważniejsze jest to, jak bardzo potrafimy się nawzajem natchnąć, zaskoczyć nowymi pomysłami. To silniej trzyma nas w zespole niż długa znajomość.

Ostatnio furorę robi trio e.s.t. ze Szwecji. Czy jest coś wspólnego w waszej muzyce?

Raczej nie. Oni używają sporo efektów elektronicznych, które kompletnie mnie nie interesują.

Jak określiłby pan swoją muzykę?

Jako medytacyjną i minimalistyczną. W naszej muzyce jest przestrzeń, powietrze, można w niej wyodrębnić, policzyć wszystkie nuty. Każdy detal jest ważny, nawet jeśli gramy bardzo dynamicznie.

Pańskie płyty są bardzo nastrojowe, czy na koncertach gra pan podobnie, czy bardziej ekspresyjnie?

To zależy od repertuaru, naszego samopoczucia, akustyki sali i oczywiście od publiczności. Wyczuwamy jej oczekiwania i dostosowujemy dynamikę improwizacji. Potrafimy stworzyć szerokie spektrum nastrojów, są fragmenty bardziej subtelne niż na płytach, a także totalnie żywiołowe.

Czy woli pan występować w mniejszych salach np. w klubach czy w dużych salach koncertowych?

Wolę te większe, bo tam łatwiej o dobry fortepian. Fascynują mnie występy bez nagłośnienia w kameralnych salach czy kościołach, wtedy w pełni kontroluję brzmienie instrumentu. Zwykle podróżujemy z własnym akustykiem, który stara się o najlepszy rezultat w każdej sali.

Europejskie zespoły są coraz popularniejsze w Ameryce, coraz częściej wyjeżdżają na koncerty, czy wy również?

Obie nasze płyty nieźle sprzedają się w USA, odbyliśmy trasę koncertową po klubach, ale odniosłem wrażenie, że publiczność przychodzi tam by spędzić czas, a nie posłuchać muzyki. Lepiej grało nam się w salach koncertowych.

Mówił pan o swej fascynacji wokalistkami, ale to chyba nie jedyne źródło inspiracji?

Czerpię natchnienie z muzyki klasycznej, to naprawdę gęsty las inspiracji, ale nie jedyny. Wszędzie szukam silnej melodyki, każdy instrument jest w stanie mnie zaciekawić, jeśli jest wystarczająco melodyjny. Wśród pianistów jazzowych są to Bill Evans, Keith Jarrett i Abdullah Ibrahim. Ale tak naprawdę uwielbiam jazz tradycyjny, ten najwcześniejszy, nowoorleański. Chętnie słucham bluesa, muzyki karaibskiej i afrykańskiej. Ciągle odkrywam norweską muzykę ludową. To trochę szalona mieszanina.

Co pan lubi robić poza muzyką?

Spacerować po lesie, w każdej wolnej chwili uciekam z miasta.

Rozmawiał Marek Dusza

Rz: Nagrał pan dwie znakomite płyty dla prestiżowej wytwórni ECM, z którą są związani m.in. Keith Jarrett, Jan Garbarek i Tomasz Stańko. Chyba nie było łatwo dostać się pod jej skrzydła?

Tord Gustavsen:

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"