Rz: Nagrał pan dwie znakomite płyty dla prestiżowej wytwórni ECM, z którą są związani m.in. Keith Jarrett, Jan Garbarek i Tomasz Stańko. Chyba nie było łatwo dostać się pod jej skrzydła?
Tord Gustavsen:
Nawet o to nie zabiegałem. Szef studia Rainbow w Oslo, gdzie nagrałem materiał ze swoim triem na naszą pierwszą płytę, zaprezentował tę muzykę Manfredowi Eicherowi, szefowi wytwórni ECM, który akurat realizował tam swój projekt. Eicher zadzwonił do mnie i powiedział, że chce nasze nagranie wydać u siebie. Byłem zaskoczony, ale zgodziłem się bez wahania.
Po raz pierwszy zobaczyłem pana nazwisko na płycie norweskiej wokalistki Silje Nergaard. Czy to były początki pana kariery?
Wcześniej wystąpiłem na kilkunastu płytach, a Silje akompaniowałem bodaj pięć lat, zanim postanowiłem założyć wlasne trio. Współpraca z wokalistkami była moją specjalnością. Lubię interakcję między fortepianem, a głosem, który ma naturalną melodyjność. Imponują mi śpiewaczki potrafiące wyrazić ekspresję kilkoma nutami. Akompaniowałem najpierw wokalistkom śpiewającym poezje, a później nagrałem trzy albumy z Silje. Dużo koncertowaliśmy i razem z nią napisałem kilka piosenek.