I znowu ten sam rytuał. Wokół budynku giełdy na Starym Mieście, gdzie mieści się również Muzeum Nobla z nową ekspozycję poświęconą Marii Skłodowskiej-Curie, stoją wozy transmisyjne stacji radiowych, telewizyjnych oraz popołudniówek nadających live w edycjach internetowych. W środku ścisk i temperatura jak w saunie... I żeby nie wiem jak ustawić się za barierką oddzielającą stałego sekretarza Akademii Szwedzkiej Petera Englunda od tłumu, dla ogółu będzie on niewidoczny. Przesłaniają go skutecznie kamerzyści.
Minutę przed 13 ludzie wstrzymują oddechy. Stały sekretarz ogłasza Tomasa Tranströmera laureatem literackiego Nobla i odczytuje werdykt, a publiczność przyjmuje to długimi oklaskami. Stojący obok mnie Szwedzi mają łzy w oczach. Niesamowite!
Tomas Tranströmer jest ósmym Szwedem, który otrzymał literacką Nagroda Nobla i pierwszym od 1974 r., gdy uhonorowano nią Eyvinda Johnsona i Harry'ego Martinsona.
Peter Englund nie chce odpowiedzieć na pytanie "Rz", czy Komitet Noblowski był jednomyślny. Procedura wyboru jest zastrzeżona tajemnicą. – Dowiemy się tego za 50 lat – odpowiada i zapewnia, że nie ma to jednak nic wspólnego z faktem, że Tranströmer obchodził w tym roku 80. urodziny.
– To jeden z największych żyjących poetów. Został przetłumaczony na ponad 60 języków – opowiada potem w rozmowie z "Rz". – Z zawodu jest psychologiem. Ponad 20 lat temu przeszedł udar mózgu i odtąd jest w stanie powiedzieć tylko kilka słów. Każdy, kto poznaje jego poezję, czuje się dowartościowany. Tranströmer pisze o wielkich rzeczach: o śmierci, pamięci, o naturze. Jego język jest niezwykle ekonomiczny, spokojny, a jednocześnie intensywny. On posiada zdolność kreowania obrazów z zagęszczoną metaforyką. W właściwy tylko sobie sposób wizualizuje i wzbogaca szczegóły. Jest autorem 13 tomików wierszy i żaden z nich nie ma słabych punktów.