Restless Gusa van Santa na ekranach kin

Reżyser Gus Van Sant opowiada Barbarze Hollender o swoim ostatnim filmie "Restless", który w piątek trafi na polskie ekrany

Aktualizacja: 23.11.2011 18:39 Publikacja: 23.11.2011 18:29

Mia Wasikowska i Henry Hopper w "Restless"

Mia Wasikowska i Henry Hopper w "Restless"

Foto: materiały prasowe

W "Restless", podobnie jak w wielu pana obrazach, obecna jest śmierć...

Gus Van Sant:

Odchodzenie człowieka to fascynujący temat. I wielowymiarowy. Film o śmierci niekoniecznie musi wywołać w widzu rozpacz. Może stać się peanem na cześć życia. Chcąc opowiedzieć o radości istnienia, trzeba przypomnieć o śmierci.

Jednak bohaterką tej historii uczynił pan nie kobietę starszą, spełnioną, z pięknymi wspomnieniami, lecz nastolatkę, która nie zdążyła skosztować różnych smaków świata.

W pogoni za sensacją i mocnymi wrażeniami filmowcy zbyt często zapominają o wartości ludzkiego życia. Epatują krwią i ścielącymi się gęsto trupami. Tymczasem pokazywanie śmierci na ekranie to wielka odpowiedzialność. Chciałem o tym przypomnieć. A bez wątpienia śmierć młodego człowieka wydaje się szczególnie niesprawiedliwa i bolesna.

Chora na raka Annabel prawie nie ma oparcia w rodzinie. Miłości, przyjaźni, ciepła szuka poza domem. Dlaczego?

Mam przyjaciela, który tuż po pięćdziesiątce zachorował na raka. To był przełom w jego życiu. Nagle wypogodniał, nauczył się cenić każdy dzień, cieszyć tym, co ma. Ale przede wszystkim bezcenna stała się dla niego każda chwila spędzona z najbliższymi. Śmiertelnie chorzy młodzi ludzie reagują inaczej niż dorośli. Czasem wpadają w depresję, a czasem szukają kontaktu z kimś spoza rodziny. Bo rodzice są zwykle zrozpaczeni i rozklejeni, nie dopuszczają myśli, że nie ma już szansy na odwrócenie złego losu. A dziecko musi jakoś pogodzić się ze śmiercią. Dlatego niemal instynktownie przyzwolenia na odejście szukają u obcych. Poza tym w tych ostatnich tygodniach czy miesiącach łakną drobnych radości. Miałem kontakt z dziećmi ciężko chorymi na raka. Absolutnie świadome, że niedługo ich nie będzie, wcale nie chciały leżeć w łóżku, wypalając się powoli. Miały ogromną wolę przeżywania wszystkiego, co się udawało. Uczuć, doznań.

Nie bał się pan sentymentalizmu "Restless"?

Nie, nigdy. Życie jest twarde, potrafi skutecznie dusić naszą wrażliwość. Dlatego przynajmniej w sztuce trzeba czasem dać się porwać uczuciom. Byle nie przesadzić i nie popaść w kicz. Mam wrażenie, że napisany przez Jasona Lewa scenariusz "Restless" na to nie pozwalał.

Bohaterami pana filmów  często są młodzi ludzie.  Co takiego widzi pan  w młodości?

To czas, kiedy radości, miłości, olśnienia są pierwsze, a więc bardzo silne. Ale też jesteśmy wtedy najbardziej narażeni na zranienie. Wchodzenie w dorosłość to proces opancerzania się. Skóra grubieje, godzimy się na to, co jeszcze kilka lat wcześniej wydawało się nie do przyjęcia. Ale też czasem płacimy za to wysoką cenę. Jak Rimbaud. Ten genialny poeta umarł, mając 35 lat, ale przestał pisać jako 20-latek. Ja szukam w życiu Rimbaudów.  Bohaterowie "Restless" też mają wrażliwość poety.

W dużej mierze zawdzięczają to aktorom – Mii Wasikowskiej i Henry'emu Hopperowi.

Dzisiaj Mia jest już znaną aktorką o niemałym dorobku, ale wtedy miała za sobą tylko rolę w serialu "In Treatment", gdzie zachwyciła mnie jej naturalność. Dopiero pracowała z Timem Burtonem nad "Alicją w krainie czarów". Henry przyszedł na zdjęcia próbne jako jeden z ostatnich i jak tylko wszedł, wiedziałem, że mam Enocha. Ta rola sprawiła podobno wielką radość jego ojcu. Dennis Hopper obejrzał film tuż przed śmiercią  i powiedział, że Tom przypomina mu jego samego z czasów młodości. Mnie się z tą dwójką dzieciaków znakomicie pracowało.

Lubi pan chyba wykonawców, dla których wyjście na plan nie jest rutyną?

Bardzo. Proszę pamiętać, że nie pracowałem w teatrze, sam nigdy nie grałem, jak Eastwood czy Mel Gibson. Nie umiem więc rozmawiać ze swoimi aktorami o technice ani warsztatowych sztuczkach. Gadamy o emocjach, o ulotności chwil. Może dlatego nie boję się pracy nawet z amatorami. Zawsze znajdujemy wspólny język.

Stale balansuje pan między kinem niezależnym a Hollywood. Gdzie czuje się pan lepiej?

Wiem, niektórzy widzowie "Drugstore cowboy" mieli mi za złe flirt z wielkimi studiami. Ale ja w Hollywood też jestem sobą. Moje filmy nie kosztują więcej niż 20 mln dolarów, zatem nikt w nie za bardzo nie ingeruje. Nie sprzedaję się komercji, rezygnując z własnych standardów. Mogę spokojnie patrzeć w lustro.

rozmawiała Barbara Hollender

W "Restless", podobnie jak w wielu pana obrazach, obecna jest śmierć...

Gus Van Sant:

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla