Zestawienia zarobków muzyków pop przynoszą odpowiedź na pytanie, dlaczego Bono wraz z kolegami nie wydał trzech płyt zapowiadanych szumnie w minionym roku. Nie po raz pierwszy okazało się, że nie ma sensu męczyć się pisaniem i komponowaniem, a potem promocją nowych piosenek w mediach — skoro naprawdę wielkie pieniądze można zarobić na koncertach.
O Bono można powiedzieć, że ma szczęście nawet w nieszczęściu. Dzięki temu, że w 2010 r. przytrafiła mu się kontuzja, a potem operacja kręgosłupa, co nagłośniono w spektakularny sposób — miał więcej zleceń na występy, a na konta Irlandczyków wpłynęło w 2011 r. 321 mln dolarów. Za każdy koncert w Ameryce zgarniali co najmniej po 4 mln. Łącznie, trwające od 2009 r. „360° Tour", przyniosło 763 mln dolarów.
Tymczasem Adele, która sprzedała na całym świecie 14,5 mln egzemplarzy „21" i sprawiła, że rynek płytowy w Stanach Zjednoczonych zanotował wzrost o 3 procent — miała wpływy „tylko" na poziomie 18 mln dolarów. Powodem jest mała liczba występów. Tuż po premierze albumu, dawała je głównie w klubach. Dopiero w tym roku zgarnie kasę, gdyż po rekonwalescencji gardła, będzie największą sensacją hal i stadionów w Ameryce Północnej.
Drugim po U2 koncertowym gigantem na świecie było Bon Jovi. Chociaż nie wydali nowej płyty, tylko grali największe przeboje, sprzedali bilety za 193 mln dolarów.
Na muzycznych sentymentach bazowali muzycy Take That, jednego z najsłynniejszych boysbandów świata, który powrócił po latach z Robbie Williamsem w składzie. Wokaliści pobili rekord Michaela Jacksona, zapełniając stadion Wembley osiem wieczorów z rzędu. Łącznie ich występy obejrzało blisko 2 mln fanów, co dało wpływy w wysokości 185 mln dolarów.