Zapowiedzi poprzedzające premierę widowiska "Nie ma solidarności bez miłości" w stołecznym Teatrze Palladium nie napawały optymizmem. Piosenki miał komponować Elton John do spółki z Bono, co rodziło podejrzenia, że szykuje się kolejna okolicznościowa feta z udziałem gwiazd. Jedną już taką przeżyliśmy –z okazji 30. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, a po tamtym koncercie w Gdańsku pozostał jedynie niesmak.
Na szczęście obaj gwiazdorzy nie wywiązali się z zamówienia, a może nikt im takiej propozycji nie złożył. Na placu boju pozostał więc niezawodny Krzesimir Dębski. Skomponował muzykę trafnie przywołującą klimat lat 70. Są więc w tym musicalu liryczne przeboje, jakie wówczas królowały na festiwalach w Opolu. Nie zabrakło wszechobecnych wówczas rytmów disco, zabawny jest rozpoczynający musical pastisz piosenek propagandowych.
Najważniejsze jest jednak to, że musical "Nie ma solidarności bez miłości" nie epatuje patosem, który tak często pojawia się, gdy przedstawiciele różnych sztuk biorą na warsztat sierpniowy zryw Polaków.
Na muzycznej scenie słynnym poprzednikiem tego widowiska jest "Kolęda Nocka" przypomniana niedawno przez TVP zokazji30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Romantyczno-jasełkowe oratorium Wojciecha Trzcińskiego i Ernesta Brylla, odwołujące się do polskiej tradycji kulturowej, w tamtych czasach wzruszało i podgrzewało emocje. Dziś irytuje martyrologiczno-cierpiętniczym tonem.