Reklama

Prapremiera Dnia świra w Teatrze Wielkim w Poznaniu

Na poznańskiej scenie Adasiów Miauczyńskich jest siedmiu, a każdy mężczyzna po czterdziestce mógłby do nich dołączyć – pisze Jacek Marczyński

Publikacja: 31.01.2012 05:28

Małgorzata Frąckowiak jako Baba z psem w "Dniu świra"

Małgorzata Frąckowiak jako Baba z psem w "Dniu świra"

Foto: TEATR WIELKI W POZNANIU

"Dzień świra" w Teatrze Wielkim w Poznaniu zaczyna się jak  XIX-wieczna opera: obowiązkową sceną chóralną poprzedzającą wejście głównej postaci. Hadrian Filip Tabęcki korzystał ze sprawdzonych wzorców, komponując nostalgiczną pieśń chóru o "oblubieńców parze". To wiersz, który bohater filmu Marka Koterskiego bezskutecznie usiłuje napisać.

Zobacz galerię zdjęć

Operowa konwencja szybko zostaje przełamana, gdy Tomasz Mazur pięknym barytonem śpiewa najważniejsze zdanie w zwichrowanym życiu Miauczyńskiego: "K...! Ja p.... ę!".

Fani filmu Marka Koterskiego będą zadowoleni. To oni śmieją się na widowni, oglądając w nowej wersji wszystkie najważniejsze sceny: liczenie do siedmiu i rytuał siadania na wersalce, kłótnie z robolami i miłośnikiem Chopina, lekcje w szkole i odpytywanie syna z angielskiego.

Co otrzymała operowa publiczność? Tabęcki jak inni kompozytorzy eksperymentuje, przełamując bariery gatunku, ale robi to inaczej. Stworzył operę w wersji pop, jest w niej klimat Kurta Weilla i oratoriów dla mas Piotra Rubika. Pojawia się szydercza groteska, której patronuje Szostakowicz, są parafrazy Chopina i Bacha, ale i dużo nader prostych melodii.

Reklama
Reklama

Z połączenia muzyki Hadriana Filipa Tabęckiego z opowieścią Marka Koterskiego powstała nowa jakość. "Dzień świra" w operze stracił realistyczną drobiazgowość, nabrał cech symbolicznych. Główny bohater został bowiem zwielokrotniony do siedmiu postaci, a monologi Miauczyńskiego (w filmie wypowiadane z offu przez Marka Kondrata) znakomicie wyśpiewuje zespół Audiofeels, ozdoba poznańskiej premiery. Każda kolejna scena nie jest – jak w filmie – zmaganiem z dołującą codziennością, lecz pogłębia wizerunek bohatera.

Kompozytor tak opracował libretto, a reżyser Igor Gorzkowski poprowadził spektakl, by powstał portret mężczyzny dokonującego bilansu porażek i niespełnień. Każdy facet musi zrobić kiedyś taki gorzki rozrachunek, pragnąc po raz ostatni poderwać się do lotu, dlatego mógłby stanąć na scenie obok innych Miauczyńskich.

To marzenie o czymś niezwykłym, które my, mężczyźni, nosimy w sobie do końca, co pokazuje prawdziwie operowy III akt poznańskiego "Dnia świra" z wielkim duetem miłosnym. Adaś nie wraca – jak w filmie – do domu. Zostaje na nadbałtyckiej plaży, odtrąciwszy Kobietę Życia. Gdyby postąpił inaczej, czy mógłby liczyć, że spotka go jeszcze coś niezwykłego?

Opera Tabęckiego – zgodnie z klasycznymi regułami – składa się z numerów muzycznych, co nieco szatkuje dramaturgię. Igor Gorzkowski zadbał jednak o spójność akcji i wyrazistość wielu postaci pojawiających się w kolejnych epizodach.

"Dzień świra" jest zbiorową kreacją zespołu Teatru Wielkiego w Poznaniu, który tą premierą pozyska z pewnością nowych widzów. Ma ich też przyciągać nazwisko autora kostiumów, Tomasza Jacykowa, choć to, co oglądamy na scenie, świadczy raczej, że jego udział w sukcesie spektaklu jest najmniejszy.

"Dzień świra" w Teatrze Wielkim w Poznaniu zaczyna się jak  XIX-wieczna opera: obowiązkową sceną chóralną poprzedzającą wejście głównej postaci. Hadrian Filip Tabęcki korzystał ze sprawdzonych wzorców, komponując nostalgiczną pieśń chóru o "oblubieńców parze". To wiersz, który bohater filmu Marka Koterskiego bezskutecznie usiłuje napisać.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Kultura
Arrasy i abakany na Wawelu. A także inne współczesne dzieła w królewskich komnatach
Kultura
„Halloween Horror Nights”: noc, w którą horrory wychodzą poza ekran
Kultura
Nie żyje Elżbieta Penderecka, wielka dama polskiej kultury
Patronat Rzeczpospolitej
Jubileuszowa gala wręczenia nagród Koryfeusz Muzyki Polskiej 2025
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Kultura
Wizerunek to potęga: pantofelki kochanki Edwarda VIII na Zamku Królewskim
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama