Popularność przyszła za późno

Bez niego science fiction byłoby zdecydowanie uboższe, choć – paradoksalnie – nie należy do klasycznych autorów tego nurtu.

Publikacja: 31.03.2012 13:58

Władcy umysłów; sobota | 20.00 | Canal +

Władcy umysłów; sobota | 20.00 | Canal +

Foto: materiały prasowe

Gdyby żył do dziś, z pewnością opływałby w dostatek. Miałby na koncie kilkanaście ekranizacji swojej prozy, tłumaczenia na wiele języków i kolejne, regularne wznowienia przynajmniej kilku swoich najlepszych powieści i tomów opowiadań.

Philip K. Dick, bo o nim mowa, nie doczekał jednak nawet premiery pierwszego i – jak się miało później okazać – najlepszego filmu, nakręconego na podstawie jego opowiadania. Nigdy nie zobaczył pełnej, ukończonej wersji „Łowcy androidów" (1982) Ridleya Scotta, ani nie zdążył skorzystać z profitów należnych autorom flirtującym z Hollywood. Prawdziwe zainteresowanie jego twórczością, zarówno w kręgach czytelniczych, jak i wśród scenarzystów „fabryki snów" zaczęło się dopiero po śmierci pisarza. Dick praktycznie przez całe życie klepał biedę, a jego książki cieszyły się umiarkowanym powodzeniem. Wprawdzie w 1963 roku za powieść „Człowiek z Wysokiego Zamku" otrzymał prestiżową nagrodę Hugo, jednak nie przełożyło się to na oszałamiającą popularność. Dla fanów SF był po prostu za trudny, zbyt wyrafinowany. W oczach pozostałych dyskwalifikowała go etykieta pisarza science fiction, który to nurt przez dziesiątki lat nie był traktowany jak „poważna" literatura.

Swoista rehabilitacja Philipa K. Dicka przypadła na lata 80. i 90., kiedy po premierze „Łowcy androidów" ogromnie wzrosło zainteresowanie jego powieściami i opowiadaniami. Wtedy też szuflada z napisem „science fiction" okazała się dla niego zdecydowanie za ciasna, bo używane przez niego futurystyczne scenerie, zdarzenia i atrybuty zaczęto interpretować jako jedynie narzędzia do powiedzenia czegoś ważnego o kondycji człowieka, świata, czy wręcz do filozoficznych rozważań o Bogu. I choć w dalszym ciągu jego twórczość dla jednych pozostała zbyt skomplikowana (jak na SF), a dla drugich za mało wysmakowana literacko, by wynieść pisarza na piedestał – Dick stał się autorem modnym.

Na popularność pisarza nie pozostało głuche Hollywood, które wiele razy sięgało po jego powieści i opowiadania. Wprawdzie żadna z tych ekranizacji nie wytrzymuje porównania z „Łowcą androidów", ale większość z nich okazała się przynajmniej sukcesem kasowym. „Pamięć absolutna" (1990) z Arnoldem Schwarzeneggerem, „Impostor: test na człowieczeństwo" (2001) z Garym Sinise'em czy „Raport mniejszości" (2002) z Tomem Cruise'em i w reżyserii Stevena Spielberga niekoniecznie oddały istotę prozy Dicka, ale sprawdziły się jako kawał niezłej rozrywki i przyciągnęły do kin rzesze widzów. W kolejce czeka jeszcze kilka świetnych powieści i z tuzin jego znakomitych opowiadań, które prędzej czy później staną się podstawą kolejnych kinowych przebojów.

Ostatnią ekranizacją prozy Dicka są „Władcy umysłów" (2011), których zobaczymy na antenie Canal + w najbliższą sobotę. Przeniesienia znakomitego opowiadania „The Adjustment Team" na ekran podjął się debiutant George Nolfi, skądinąd niezły scenarzysta („Ultimatum Bourne'a", „Ocean's Twelve: Dogrywka"). Jak to zwykle bywało z prozą Dicka, tak i tu wiele spraw ważnych dla pisarza musiało ustąpić pola kwestiom ważniejszym z punktu widzenia reżysera i producenta. Kluczowy wątek na szczęście pozostał. Główny bohater filmu David Norris (grany przez Matta Damona), robiący błyskotliwą karierę młody polityk, odkrywa istnienie tajemniczej i na pierwszy rzut oka złowrogiej organizacji, która czuwa, by wszystko na świecie przebiegało zgodnie z wcześniej ustalonym planem.

Agenci w nieco staroświeckich kapeluszach potrafią za sprawą drobnych, niewidocznych działań skutecznie kierować i korygować życie każdego z nas tak, by nie odbiegało od ustalonego scenariusza. Jednak plan stworzony dla Norrisa rozpada się, kiedy ten poznaje piękną, zmysłową Elise (Emily Blunt). Zakochani starają się wymknąć napisanym dla siebie rolom, a to wpędza ich w nie lada kłopoty. Wprawdzie fani Philipa K. Dicka przyjęli „Władców umysłów" dość sceptycznie, ale nie sposób odmówić temu filmowi pewnych walorów. Mamy tu naprawdę świetne aktorstwo, znakomite zdjęcia, a w warstwie fabularnej trochę thrillera, sporo romansu i niezłą dawkę fantastyki, choć dodajmy – niekoniecznie naukowej.

Wszystkiego akurat tyle, żeby spędzić dwie godziny przed telewizorem bez poczucia straconego czasu.

Gdyby żył do dziś, z pewnością opływałby w dostatek. Miałby na koncie kilkanaście ekranizacji swojej prozy, tłumaczenia na wiele języków i kolejne, regularne wznowienia przynajmniej kilku swoich najlepszych powieści i tomów opowiadań.

Philip K. Dick, bo o nim mowa, nie doczekał jednak nawet premiery pierwszego i – jak się miało później okazać – najlepszego filmu, nakręconego na podstawie jego opowiadania. Nigdy nie zobaczył pełnej, ukończonej wersji „Łowcy androidów" (1982) Ridleya Scotta, ani nie zdążył skorzystać z profitów należnych autorom flirtującym z Hollywood. Prawdziwe zainteresowanie jego twórczością, zarówno w kręgach czytelniczych, jak i wśród scenarzystów „fabryki snów" zaczęło się dopiero po śmierci pisarza. Dick praktycznie przez całe życie klepał biedę, a jego książki cieszyły się umiarkowanym powodzeniem. Wprawdzie w 1963 roku za powieść „Człowiek z Wysokiego Zamku" otrzymał prestiżową nagrodę Hugo, jednak nie przełożyło się to na oszałamiającą popularność. Dla fanów SF był po prostu za trudny, zbyt wyrafinowany. W oczach pozostałych dyskwalifikowała go etykieta pisarza science fiction, który to nurt przez dziesiątki lat nie był traktowany jak „poważna" literatura.

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla