„Look Around the Corner" jest czwartym krążkiem w karierze 37-letniej wokalistki. Choć z każdą płytą powiększa się międzynarodowe grono wielbicieli jej talentu, to Alice Russel wciąż czeka na dzień, w którym dostrzeże ją wielki świat. Tymczasem pochodząca z Brighton piosenkarka, specjalizująca się w bluesowych i soulowych utworach, nagrywa w cieniu karier Amy Winehouse, Adele Atkins czy Leony Lewis.
Można jej życzyć, by tak pozostało, bo niepopędzana wydaje albumy dojrzałe, stworzone w błogiej obojętności wobec mód. Na „Look Around the Corner" Russel współpracuje z Quantikiem, czyli producentem Willem Hollandem i dowodzonym przez niego Combo Barbaro, miniorkiestrą złożoną z muzyków kilku narodowości. Powstało nieprzewidywalne, ale też bezpretensjonalne połączenie soulu oraz muzyki środkowo- i południowoamerykańskiej. Bardziej niż na eksperymentach twórcom zależało na pięknych kompozycjach, które wciągają i zaskakują. Russel, której jedyną szkołą śpiewu był kościelny chór, miała okazję sprawdzić się w różnorodnym repertuarze. Ze słonecznymi, pogodnymi rytmami radzi sobie tak dobrze, jak z melancholijnym soulem. Dzięki niej te dwa muzyczne kręgi spotykają się m.in. w „Boogaloo 93", gdzie plażowe, latynoskie motywy nagle przeradzają się w soczyste refreny, śpiewane w stylu gwiazd Motown. Takich niespodzianek jest więcej, choćby w „Similau", brzmiącej jak nostalgiczny lament, czy „I'd Cry" – cha-chy ozdobionej sentymentalnym brzmieniem skrzypiec. Tylko początek płyty ma wyraźny soulowy klimat. W tytułowej „Look Around the Corner" słychać funkowy rytm, a „Here Again" jest stylizowane na lata 60., z wyrazistą perkusją i słodkimi partiami fletów. Na całym krążku Quantic i Russel sprawnie balansują pomiędzy relaksującym nastrojem muzyki lounge a instrumentalnym bogactwem. Powstał album sprawiający dużo przyjemności i łatwo przyswajalny, a przecież wyrafinowany. Lekkie, niespiesznie grane utwory są naszpikowane ciekawymi instrumentalnymi solówkami, Russel zaś pojawia się niespodziewanie, by dołożyć kilka intrygujących wersów. Jej głos pozostaje największą ozdobą albumu. Brytyjka nie chodzi po cudzych śladach, a do ekstraklasy przeniknęła niepostrzeżenie.