W ciągu dwóch lat w Bieszczadach na gruźlicę padło 11 zwierząt. Leśnicy z Krosna w tym roku otrzymali dwie zgody na odstrzał siedmiu chorych zwierząt.
Skąd u bieszczadzkich żubrów wzięła się gruźlica? Zdaniem docenta Kajetana Perzanowskiego ze Stacji Badawczej Fauny Karpat, Muzeum i Instytutu Zoologii PAN w Ustrzykach Dolnych „królowie puszczy" mogli się zarazić nią od zwierząt domowych. - Gdy przed laty przywożono żubry na te tereny z różnych stron Polski, były zdrowe. Pierwszy wypadek gruźlicy zanotowaliśmy w latach 90. XX wieku - opowiada docent Perzanowski. Żubry mogły zarazić się albo od zwierząt z terenów popegeerowskich, albo od chorych sztuk z zagranicy.
- Nie wiemy przecież, jak tam chronione są żubry - mówi Perzanowski. Dodaje, że ani gruźlicy, ani innych chorób zakaźnych nie leczy się u dzikich zwierząt. - A po odstrzeleniu zwierzęta trzeba od razu utylizować. Nie wolno pozwolić, by pałeczki choroby przenosiły się dalej - tłumaczy specjalista.
Na szczęście poza Bieszczadami żubry w innych rejonach Polski nie chorują. Najwięcej, bo 480 tych szlachetnych zwierząt żyje w Białowieskim Parku Narodowym. - Gruźlica nigdy nie była u nas diagnozowana. Gdybyśmy stwierdzili zakażenie, tobyśmy się zastanawiali nad leczeniem. Nasz teren jest zupełnie inny niż Bieszczad - tłumaczy Aleksander Bołbot, dyrektor parku.
Ireneusz Lewicki, dyrektor Wolińskiego Parku Narodowego, mówi, że również tam liczące osiem sztuk stado nie choruje. - To hodowla zamknięta, ona się rządzi swoimi prawami. Zwierzęta są pod stałą opieką weterynaryjną. Nie ma możliwości, by któryś z naszych żubrów zaraził się gruźlicą - tłumaczy dyr. Lewicki. Dodaje, że gdyby jednak tak się stało, to w parku są możliwości złapania zarażonego zwierzęcia i podania mu środków farmakologicznych.