Houston z naszych marzeń

Dziś wiemy, że cierpiała na bezsenność, była uzależniona od antydepresantów i kokainy. Filmy z ostatniej próby, przed śmiercią 11 lutego 2012 roku, potwierdziły zły stan artystki. Z sali wyprowadziła ją córka

Publikacja: 11.02.2013 00:01

Rok temu, 11 lutego 2012 roku, zmarła Whitney Houston. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Ostatnie nagrania każą stwierdzić, że do końca planowała lepsze życie. W „His Eye Is On The Sparrow" śpiewa: „Dlaczego czuję się zniechęcona/ /Dlaczego moje serce czuje się samotne./ I odpowiadała sobie w refrenie: „Kiedy Jezus jest częścią mnie/Staje się wiernym przyjacielem/Jego oko nie przegapi wróbla/ Wiem, że opiekuje się mną".

Hymn gospel, który ma ponad sto lat, nie tylko w ustach Whitney jest manifestem nadziei. Wokalistka wychowana w religijnej rodzinie baptystów, związana z kościelnym chórem, świadomie wybrała pieśń zainspirowaną bodaj najsłynniejszym pocieszeniem, jakie padło z ust Jezusa pod adresem cierpiących: „Przypatrzcie się ptakom: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Dlatego nie bójcie się" (wg św. Mateusza).

Także „Celebrate", druga piosenka, jaką wykonuje na płycie Whitney z Jordin Sparks, jest wyrazem wiary w życie. Houston śpiewa: „Dziś wieczór nie martw się o nic/ Po prostu odpraw swoje zmartwienia".

Film „Sparkle", z którego pochodzą nagrania, miał być punktem zwrotnym w karierze gwiazdy. Miała powrócić w wielkim stylu – jako producentka, wokalistka i aktorka. Tytuł wybrała bardzo świadomie. Chciała zrobić remake obrazu inspirowanego historią żeńskiego zespołu The Supremes, ponieważ zachwycała się nim w młodości, śpiewała jego piosenki. Stał się symbolem emancypacji afroamerykańskich artystów i ich wychodzenia z getta zgodnie ze sloganem z lat 70.  „From Ghetto to Superstars". W oryginalnym soundtracku zaśpiewała Aretha Franklin, matka chrzestna i nauczycielka Whitney.

– O „Sparkle" wszyscy zapomnieliśmy, a to przecież wspaniała opowieść – mówiła w ostatnim wywiadzie, którego udzieliła w Detroit, podczas produkcji filmu. – Kiedy przeczytałam scenariusz, byłam zachwycona. Rola matki wydawała mi się naturalna. Gram ją na co dzień. Ale muzyczną inspiracją jest oczywiście Aretha. Poznałam ją, kiedy miałam pięć lat. Dojrzewałam razem z jej muzyką. Cykl się zamyka: wracamy do lat 60.

W filmie znalazły się wątki nawiązujące do kłopotów Whitney. Scenariusz opowiada o narkotykach, które towarzyszą wielkiej karierze. A przecież kiedy Houston mówiła o produkcji, była uśmiechnięta, jakby wszystko, co najgorsze, zostawiła za sobą.

– Czuję się świetnie. Wszystko jest w porządku. Rozglądam się za nowymi scenariuszami – powtarzała jak mantrę.

Wszyscy fani musieli zauważyć, że zarówno w piosenkach, jak i podczas wywiadu głos wokalistki brzmiał bardziej szorstko, a chwilami nawet się łamał, co jest prawdziwym skarbem dla największych śpiewaków soul i rhytm and bluesa. To kolejny trop, że była na dobrej drodze, by zmienić image, jakiego przez wiele lat była niewolnikiem. Także zmiany fizyczne sprawiały, że nie musiałaby już udawać ślicznotki, którą była w młodości. Mogłaby być i śpiewać jak jej ukochana Aretha Franklin.

Sprzedała 170 mln albumów i była jedną z największych światowych gwiazd, księżniczką pierwszego pokolenia Afroamerykanów, które wraz z królem pop Michaelem Jacksonem podbiło świat. Ścieżki prowadzące na listy przebojów i salony przetarła jej mama Cissy, śpiewaczka gospel, oraz ciotki Dionne Warwick i Dee Dee Warwick. Matka długo trzymała ją z dala od show-biznesu. Najpierw miała skończyć szkołę, a dopiero potem nagrywać płyty. W 1985 roku zachwyciła świat swoim mezzosopranem. Debiutancka płyta „Whitney Houston" wciąż dzierży tytuł najlepiej sprzedającego się debiutanckiego krążka wszech czasów (25 mln egz.). Nikt oprócz niej nie umieścił siedmiu kolejnych hitów na szczycie „Billboardu". Piosenka „I Will Always Love You" z filmu „Bodyguard" (1992), w którym zagrała u boku Kevina Costnera, jest najlepiej sprzedającym się singlem nagranym przez wokalistkę, a film zarobił pół miliarda dolarów.

Była symbolem szczęśliwej generacji Afroamerykanów do czasu, gdy dopadło ją fatum przedmieść, skąd uciekła – narkotyki i przemoc. Życie gwiazdy zatruł mąż Bobby Brown, tancerz i muzyk, który trafił do więzienia za dragi. Już na początku minionej dekady przeciekały wieści o uzależnieniu piosenkarki. Odwoływała koncerty. Podczas jedynego występu w Polsce w Operze Leśnej (1999) robiła wrażenie nieobecnej, nieprzytomnej. Potem publicznie przyznała się do używania m.in. marihuany i kokainy. Przeszła kilka kuracji odwykowych.

Dziś wiemy, że optymizm i nadzieja nie pomogły Whitney. Nie miała siły do walki z depresją. Smutną kodę życia artystki stanowią filmy z YouTube'a rejestrujące, jak się okazało, ostatnią trasę koncertową „Nothing But Love Tour".

Amatorska kamera zanotowała z ukrycia wykonanie „His Eye Is On The Sparrow". Dziś robi wrażenie epitafium. Zwraca uwagę tło artystki: neoromańskie kolumny na tle ciemnofioletowych witraży kaplicy lub kościoła. Gdyby nie podpis pod filmem, trudno byłoby rozpoznać dawną Whitney, ponieważ twarz artystki prześwietlił strumień reflektora. Jakby już jej nie było. Tak jakby śpiewała na pożegnanie. Z muzyką. Z życiem. A jednocześnie, tak jakby było to jej przywitanie z życiem po życiu. I Chrystusem.

Dla odbiorców ostatniej płyty Whitney najważniejsze będzie to, że śpiewa tak mocno jak Aretha Franklin. I pewnie to Aretha dopisze kolejny rozdział pośmiertnej kariery Whitney. Franklin została bowiem jurorem „American Idol". Nie zdziwi się nikt, jeśli nową edycję programu rozpocznie  hołd dla Whitney.

Lipiec 2012

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"