Reklama

Dr hab. Michał Lubina: Jednoczesny atak Chin na Tajwan i Rosji na kraj NATO? Coś jest na rzeczy

Rosja pełni funkcję głównego wasala, czy raczej – odwołując się do azjatyckich określeń - klienta, którego Chiny są patronem - mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” dr hab. Michał Lubina z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Publikacja: 03.09.2025 17:46

Xi Jinping i Władimir Putin

Xi Jinping i Władimir Putin

Foto: Sputnik/Mikhail Metzel/Pool via REUTERS

„Rzeczpospolita”: Jak ważne było to, co widzieliśmy 3 września w Pekinie. Czy na naszych oczach powstaje nowa antyzachodnia oś?

Dr. hab. Michał Lubina: Duże zainteresowanie paradą wojskową w Pekinie na Zachodzie wpisuje się w pewien podskórny niepokój, że oto rodzi się porządek postzachodni. Bo chyba rzeczywiście się rodzi. Natomiast nie urodzi się on po jednym szczycie, to jest dłuższy proces, dopiero po czasie będziemy mogli określić, kiedy to nastąpiło. Na pewno Chiny umieją zorganizować szczyt, o którym wszyscy mówią, także pod tym względem osiągnęły sukces. Bierze się to też z faktu, że dwóch głównych wasali przybyło do Pekinu...

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Rakiety, drony, antyzachodni sojusznicy – wielka parada Xi Jinpinga

No właśnie. Świat obiega zdjęcie, na którym Xi Jinping zmierza na trybunę, mając po bokach Władimira Putina i Kim Dzong Una. Czy to oddaje układ sił między Chinami a Rosją? Czy Rosja jest dzisiaj takim mniejszym partnerem Chin jak, przy zachowaniu wszelkich proporcji, Korea Północna?

Nie. Korea Północna jest słabsza. Rosja ma obecnie, w rodzącym się sinocentrycznym porządku międzynarodowym, jeśli taki się w ogóle rodzi, bo na pewno w chińskich marzeniach, wyraźnie rolę drugiego po Bogu. Oczywiście nic nie może się równać Chinom i Xi Jinpingowi, to jest oczywiste, no ale druga jest Rosja. I to jest zmiana, która nastąpiła w ostatniej dekadzie. Jeszcze 10-15 lat temu to Chińczycy potrafili powiedzieć Rosjanom: jesteście naszymi najbliższymi partnerami po Pakistanie. Dzisiaj już tak nie mówią. Widać to, gdy spojrzy się na retorykę chińską, na liczbę przymiotników dodawanych do oficjalnej narracji o strategicznym partnerstwie. Rosja pełni funkcję głównego wasala, czy raczej – odwołując się do azjatyckich określeń – klienta, którego Chiny są patronem. To jest układ patronacki w tym sensie, że mamy patrona i klientów i obie strony mają swoje zobowiązania. Klient musi być posłuszny patronowi, ale patron ma dbać o klienta.

Rosja jest więc tym drugim. Co do Korei Północnej, to ona bynajmniej nie jest trzecia, ale jest szczególna. Korea Północna jest takim bardzo specyficznym tworem, bo jest bardzo słaba gospodarczo, ale jednocześnie ma broń atomową i jest bardzo tutaj krnąbrnym wasalem, ponieważ nie słucha do końca Chin. Aczkolwiek to, że Kim Dzong Un przyjechał na tę paradę jest jednak ustępstwem ze strony Pjongjangu. Poprzednim razem przywódca Korei Północnej przyjechał na chińską paradę w 1959 roku i był to Kim Ir Sen. W ostatnich kilkunastu miesiącach Rosja zacieśniła współpracę z Koreą Północną, a to się ewidentnie Chinom nie podoba. Więc Pekin wezwał obu przywódców, żeby przypomnieć, kto tutaj jest patronem.

Reklama
Reklama

Wszyscy wiedzą, dlaczego Rosja potrzebuje Chin. Bez ich wsparcia trudno byłoby jej prowadzić wojnę z Ukrainą. A dlaczego Chiny potrzebują Rosji?

Odpowiem chińską metaforą. Otóż jeden z chińskich analityków powiedział kilka lat temu, że Rosja jest dla Chin połową nieba – w kwestii bezpieczeństwa. To bardzo ładna metafora. Można ją odczytywać niemal dosłownie, ale można też metaforycznie. Odczytując ją dosłownie można spojrzeć na granicę rosyjsko-chińską, ok. 4 200 km, a gdy doda się do tego państwa Azji Środkowej (dawne republiki ZSRR) to wyjdzie, że jest to połowa całej granicy Chin. Z kolei rozumiejąc to zdanie metaforycznie należy zauważyć, że Rosja gwarantuje Chinom spokój od północy. To jest bardzo ważne zarówno politycznie, jak i psychologicznie. Do tego dochodzi broń atomowa. Rosja ma nadal największy jej arsenał na świecie. Według Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) Rosja ma 5459 głowic, USA – 5177. Chiny mają ich ok. 600. Z tej perspektywy Rosja jest dla Chin atomową polisą ubezpieczeniową. Gdyby stało się coś naprawdę złego, wówczas Rosja ma potencjał pozwalający na zniszczenie Stanów Zjednoczonych, Chińczycy są pod tym względem dużo słabsi. Poza tym to właśnie z północnego-wschodu Rosji te atomowe głowice uderzałyby w Stany Zjednoczone. Koszmarem strategicznym Chin jest Rosja, która porozumiałaby się z Zachodem. Dziś oczywiście do tego koszmaru jest daleko, ale szczyt na Alasce na pewno niepokój w Pekinie wzbudził. Więc obecny szczyt w Pekinie można odczytywać trochę jako przypomnienie Putinowi, gdzie znajduje się patron.

Czytaj więcej

Wielka parada wojskowa w Pekinie: Jaką broń zaprezentowali Chińczycy?

Ale to nie koniec korzyści, jakie Chiny mają z Rosji. Jest jeszcze wiązanie sił w Europie. Wang Yi, szef MSZ Chin mówił wprost w czasie spotkania z szefową europejskiej dyplomacji Kają Kallas, że gdy skończy się wojna rosyjsko-ukraińska, wówczas Stany wezmą się za Chiny. Z punktu widzenia chińskiego ma to naprawdę głęboki sens, by walczyć z Zachodem do ostatniego Rosjanina.

Poza tym – choć jest to mniej ważne niż kwestie bezpieczeństwa – Rosja jest składem surowcowym dla Chin. Dzięki Rosji Chińczycy mają dostęp do wielkiego rezerwuaru surowców, który jest niezagrożony przez flotę amerykańską. Porównując to do sytuacji USA, choć może przed prezydenturą Donalda Trumpa, Rosja jest Kanadą Chin.

Broń atomowa na świecie

Broń atomowa na świecie

Foto: PAP

A czy hipotetycznie możliwy jest scenariusz, w którym Chiny mogłyby w przyszłości sięgnąć po rosyjskie terytorium? W przeszłości mówiło się o cichej kolonizacji Syberii przez Chiny. Czy groźba konfliktu o ziemię wisi nad oboma krajami?

Nad Rosją i Chinami wisi mit takiej groźby. To jest mit z lat 90., mówiący o tym, że Chińczycy przenoszą się do Rosji. To wywołało wówczas w Rosji panikę. Pisało się o milionach Chińczyków na Syberii, ale potem okazało się to bzdurą. Bo tak naprawdę tych Chińczyków było w całej Rosji pół miliona, i to 15 lat temu, a dziś jest ich jeszcze mniej. Powód jest banalny: Chiny są bogatsze od Rosji. To jest dość wyraźne. Ponadto to nigdy nie był cel ich emigracji, ponieważ Chińczycy, owszem, chętnie by emigrowali, choć dziś może mniej chętnie, ponieważ się bogacą, ale na Zachód, nie do Rosji. Kto normalny chciałby migrować do Rosji, a już zwłaszcza na Syberię? (śmiech).

Reklama
Reklama

Może po to, by uczynić z tej Rosji Chiny?

Nie, to był rosyjski mit, który się niesamowicie rozlał na całym świecie. Rzeczywiście po jednej stronie granicy jest 140 milionów Chińczyków, a po drugiej 8 milionów Rosjan, ale te 140 milionów Chińczyków z trzech prowincji dawnej Mandżurii to jest bardzo mało jak na Chiny. To zresztą widać, jak się jeździ po Mandżurii, jest tam niemalże pusto jak na warunki chińskie. Mit ten żyje jednak swoim życiem, dziś bardziej poza Rosją i Chinami, na Zachodzie. W Rosji dziś nie ma tego tematu. Jest wręcz przeciwnie – oni chcieliby, aby Chińczycy inwestowali i kupowali u nich, ale Chińczycy nie chcą przyjeżdżać. Chiński pomysł na współpracę gospodarczą z Rosją jest bardzo prosty. Przysyłajcie nam surowce i tyle.

Oczywiście nie zmienia to faktu, że za jakiś czas Chińczycy mogą sobie przypomnieć, że w połowie XIX wieku Rosjanie zabrali im milion kilometrów kwadratowych. Ale dziś byłoby to szaleństwem. Rosja jest głównym giermkiem Chin w walce z Amerykanami. Po co więc formułować wobec niej roszczenia terytorialne? Być może, gdy Chińczycy wygrają już wyścig o prymat światowy, gdy Chiny będą potężne, a Rosja bardzo słaba, wtedy może rzeczywiście Chińczycy zabiorą Rosjanom Syberię. Ale po drodze jest wiele innych miejsc, które Chiny mogłyby zabrać. Na przykład Tajwan, Mongolia.

Czy pana zdaniem realny jest scenariusz, o którym mówił niedawno Donald Tusk po rozmowie z gen. Alexusem Grynkiewiczem, głównodowodzącym sił NATO w Europie – zgodnie z nim w 2027 roku Chiny miałyby zaatakować Tajwan, a Rosja, jednocześnie, zaatakowałaby jedno z państw NATO w Europie.

Obawiam się, że to nie jest tylko straszenie. Coś w tym może być. Tylko ten 2027 rok podejrzanie mi tu wygląda, dlatego że to jest rok stulecia powstania chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Ta data wydaje mi się za bardzo symboliczna. To byłoby aż zbyt oczywiste, żeby akurat wtedy doszło do uderzenia.

Rosjanie lubią symbole...

Chińczycy też, ale stara strategia chińska polega na oszukiwaniu przeciwnika, a nie na tak oczywistym sugerowaniu mu, kiedy nastąpi atak.

Abstrahując od 2027 roku – ten scenariusz wydaje się realny?

Jest to możliwy scenariusz i to jest najgorszy scenariusz. Chińczycy uderzają na Tajwan, Amerykanie idą na pomoc Tajpej, a w tym czasie Rosjanie atakują nas albo państwa bałtyckie, żeby odwrócić uwagę. W tym momencie Amerykanie dogadują się z Rosjanami, nad naszymi głowami, żeby móc się skupić tylko na obronie Tajwanu. To jest absolutnie katastrofalny dla nas scenariusz. To nie znaczy, że on nastąpi, natomiast trzeba mieć świadomość, że niestety tak może być. Te dwie strony Eurazji są w tym momencie jednym teatrem działań na skutek tego, że Rosja z Chinami się do siebie zbliżyły. I de facto są po jednej stronie barykady, a my jesteśmy po drugiej.

Reklama
Reklama

Jak może wyglądać nowy, „wielobiegunowy” świat, który chcą zbudować Chiny? O wielobiegunowości mówi też Rosja.

Zacznijmy od tego, że nie ma „Protokołów mędrców w Pekinu”, czyli nie ma jakiegoś masterplanu, który byłby wizją zdobycia świata przez Chiny. To jest bardziej potrzeba emocjonalna Chińczyków, którzy chcą, aby świat wrócił do sytuacji sprzed epoki kolonializmu, czyli – według Chińczyków – czasów, kiedy oni rządzili światem. To jest oczywiście nieprawdą – rządzili czasami Azją, ale nie zawsze, a świat nie był wówczas zglobalizowany. Z punktu widzenia chińskiego ład wielobiegunowy byłby lepszy niż to, co dzisiaj mamy, czyli słabnąca, kończąca się, ale jednak wciąż istniejąca dominacja amerykańska. Ale to jest tymczasowy kompromis. Ostatecznie, według Chińczyków, wszystko powinno wrócić do „naturalnego” stanu, czyli dominacji chińskiej.

„Rzeczpospolita”: Jak ważne było to, co widzieliśmy 3 września w Pekinie. Czy na naszych oczach powstaje nowa antyzachodnia oś?

Dr. hab. Michał Lubina: Duże zainteresowanie paradą wojskową w Pekinie na Zachodzie wpisuje się w pewien podskórny niepokój, że oto rodzi się porządek postzachodni. Bo chyba rzeczywiście się rodzi. Natomiast nie urodzi się on po jednym szczycie, to jest dłuższy proces, dopiero po czasie będziemy mogli określić, kiedy to nastąpiło. Na pewno Chiny umieją zorganizować szczyt, o którym wszyscy mówią, także pod tym względem osiągnęły sukces. Bierze się to też z faktu, że dwóch głównych wasali przybyło do Pekinu...

Pozostało jeszcze 93% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Dyplomacja
Podcast „Rzecz w tym”: Ameryka Trumpa z Polską Nawrockiego. Piotr Zaremba o nowym sojuszu z USA
Dyplomacja
Prezydent Estonii deklaruje gotowość do wysłania wojsk na Ukrainę
Dyplomacja
Karol Nawrocki w USA. Donald Tusk powiedział, o co poprosił prezydenta
Dyplomacja
Wielka parada wojskowa w Pekinie. Xi Jinping mówi o wyborze między wojną a pokojem
Dyplomacja
Kim Dzong Un przybył do Pekinu ze swoją następczynią?
Reklama
Reklama