W zapiskach Lutosławskiego jest to element wątku, w którym kompozytor zastanawia się, nie bez goryczy, nad celowością swojego zajęcia. Poprzedzające ten fragment zdania brzmią: „we Francji, gdy w jakimś urzędzie na pytanie o zawód odpowiada się compositeur, pada natychmiast drugie pytanie: compositeur de quoi?, ponieważ nikomu nie przyszłoby na myśl, że chodzi nie o zecera (compositeur), lecz o kompozytora (compositeur de musique)".
Zestawmy to z listem Chopina do Wojciecha Grzymały, pisanym w Anglii 21 października 1848 roku: „Sztuka tutaj to malarstwo, snycerstwo i architektura. Muzyka nie jest sztuką i nie nazywa się sztuką, i jeżeli powiesz «artysta», tak Ci Anglik myśli, że malarz, architekt albo snycerz. A muzyka jest profesją, nie sztuką, i żadnego muzyka artystą nikt nie nazwie ani nie wydrukuje, bo to jest w ich języku i obyczajach co innego".
Widać i słychać, że przedromantyczne poglądy na temat muzyki i muzykowania utrzymywały się znacznie dłużej niż nam, wychowanym na pozostałościach kultu artysty-demiurga i artysty-wirtuoza, się wydaje. Ale „francuski urzędnik" i „angielska publiczność" są tu mniej zajmujący niż mieszkanka norweskiej wsi, która chichocze, kiedy nasz wielki twórca próbuje wyjaśnić jej, że jest twórcą. Jej reakcja wynika chyba z czegoś innego.