Artykuł z archiwum miesięcznika "Sukces"
Często słyszy pani pytanie: jak zachować młodość?
Isabella Rossellini: Tak. I nie lubię na nie odpowiadać. Nigdy nie starałam się oszukiwać natury. Mam 60 lat i nie ukrywam daty urodzenia. A kult młodości za wszelką cenę mnie irytuje. Magazyny kobiece rozpisują się o kosmetykach na zmarszczki, operacjach plastycznych, zatrzymywaniu albo wręcz cofaniu zegara. Bzdura. Jeśli człowiek ma poczucie własnej wartości, nie musi przez całe życie wyglądać jak lalka. Trzeba tylko znaleźć sobie sposób na życie, także w starszym wieku.
Była pani modelką i twarzą firmy Lancome, jako aktorka wystąpiła w ponad 50 filmach i wielu serialach, a teraz próbuje pani sił w reżyserii, robiąc krótkie, dowcipne filmy o zwierzętach. To właśnie jest pani „sposób na życie"?
Dla aktorek w moim wieku nie ma zbyt wielu ciekawych ról. Czasem zdarzają się jakieś epizody, ale główne partie – rzadko. Dlatego nagle zrobiło mi się sporo wolnego czasu. Nie myślałam o reżyserii, bo to kojarzyło mi się z nadludzkim wysiłkiem. Byłam przyzwyczajona, że produkcje kosztują dziesiątki milionów dolarów, a po planie kręci się 100–150 osób. Ale życie zetknęło mnie z kanadyjskim reżyserem Guyem Maddinem. To on przekonał mnie, że można kręcić filmy z niewielką ekipą, za małe pieniądze. Pokazał mi inną drogę. Zrobiliśmy razem dokument o moim ojcu „Roberto Rossellni miałby 100 lat". I wtedy pomyślałam, że mogłabym też sama realizować filmy. Namawiał mnie na to również Robert Redford. To fantastyczny człowiek, który sam pracował dla wielkich studiów, ale kocha kino alternatywne. Założył Sundance Film Institute, zorganizował festiwal, postanowił też eksperymentować z technologią cyfrową. Tak narodził się pomysł na krótkie filmy dla jego internetowego SundanceChannel.com. Miały być oglądane na małych ekranach, dlatego postanowiłam, że będą bardzo kolorowe.