Na balkonie barokowego Teatru Dworskiego stoi popularny szwedzki aktor Johan Rabaeus i komentuje niczym postać z Muppetów wszystko, co dzieje się na scenie. Wtrąca się w czyny bohaterów, przerywa im, wyprzedza akcję i robi uwagi pełne ironii i humoru. Kpi z występujacych na scenie osób. Robi aluzje do martwej papugi Monty Pythona.
Snuje narrację odwołując się do współczesnych realiów, żartuje na temat ubezpieczeń emerytalnych, pamiętników, dramaturga, poety i reżysera Larsa Norena, fatalnej sytuacji ekonomicznej dworskiego teatru, samej inscenizacji, nawet ptasiej grypy. Gdy parokrotnie napomyka, że jeden z głównych bohaterów spektaklu, ptasznik Królowej Nocy, Papageno nie posiada ubezpieczenia emerytalnego, publiczność głośno wyraża dezaprobatę. Widocznie to wersja z centralnej Europy, a nie skandynawska, komentuje Rabaeus. Za to zachwyt Papagena (kreowanego przez Carla Ackerfeldta) Papageną podnosi mu status na Facebooku, uznaje. Papageno, człowiek z ludu chce mieć jednak nie tylko dziewczynę i na koniec żąda też mocnego piwa. W akcji nie należy dopatrywać się logiki. Baśń o magicznym flecie, stanowiąca wolnomularską alegorię według orginalnego libretta Emanuela Schikandera, nietrudno uczynić obiektem niewinnych żartów.
Zawirowany ciąg wydarzeń w błyskawicznym tempie streszcza narrator, jakby publiczność oglądała telewizyjny serial, a nie operę wyreżyserowaną przez Andrew Staples'a, który nie tylko reżyseruje, napisał też tekst. Staples kreuje rolę egipskiego księcia Tamino i jest również autorem zdjęć oraz wideo pokazywanego w tle sceny. Reżyser dąży do tego, by publiczność odniosła wrażenie, że artyści na scenie nie wiedzą, co się za chwilę wydarzy. Efekt taki próbuje osiągnać m.in. poprzez rezygnację z partii dialogowych śpiewaków. Chociaż, jak przyznaje w wywiadzie opublikowanym w katalogu wydanym z okazji festiwalu, większośc interesujących rzeczy dzieje się właśnie w dialogu. „Trudno w nim jednak zorientować się w przebiegu akcji, częściowo dlatego, że jest po niemiecku i nie zawsze ma odpowiednie opracowanie", tłumaczy. Z tego względu reżyser wykreślił dialogi i zastapił je narracją aktora.
Misją Staples'a jest przeobrażenie opery. Anglik ma intencję, „pokazać , iż opery nie musi cechować archaiczny stygmat ekskluzywności i elityzmu. Zamiast tego powinny się w niej znaleźć opowiadania i pieśni dostępne dla wszystkich" - tłumaczy. - Lubię bowiem, nie traktować rzeczy zbyt serio. Nie sądzę nawet, by Mozart tego chciał – podkreśla.
Stapples wyreżyserował kilka oper, w tym jednej, szalonej, wystawionej w basenie w klubie techno w Berlinie. Mówi, że obecnie w klasycznej muzyce realizuje się projekty, które mają przyciągnąć do opery nową publiczność i włączyć ją w proces kreowania. Nikt nie chce uczestniczyć w dogorywającej formie sztuki, przekonuje. Artyści nie chcą też występować jedynie dla osób, które stać na bilety (na „Zaczarowany flet" wszystkie bilety kosztowały 900 kr. - ponad 400 zł ) - opowiada. Sztukę należy przenieść w inne miejsca i uczynić ją na tyle interesującą, by osoby które nie należą do bywalców opery uważały, że „to wydaje się naprawdę ciekawe".