Słynna z prowokacji wokalistka grała w erotycznym thrillerze, ale najbardziej aktualna wydaje się jej prowokacja z koncertu sprzed dekady, gdy ówczesna królowa pop, dyktatorka mody, ikona wiecznej młodości, kochanka doskonała założyła babcine okulary.
16 sierpnia skończy 61 lat. Przez trzy dekady Madonna wytyczała najmodniejsze trendy, pokonując konkurencję. Nie wykorzystała jednak szansy, by stać się klasą samą dla siebie, tak jak klasycy rocka: Paul McCartney czy The Rolling Stones, a wyścig z młodszymi gwiazdami, prędzej czy później, zawsze kończy się przegraną.
Lizbońska odmiana
Wciąż cieszy się statusem wokalistki, która wśród kobiet sprzedała najwięcej płyt – prawie 350 mln. Ale najnowszy bilans nie wypada już tak dobrze. Świetny album „Confessions On A Dance Floor" z 2005 r. sprzedał się w 10 mln egz., dziesięć lat później „Rebel Heart" osiągnął tylko milion, mimo że artystka zaprosiła do duetów Nicki Minaj i Chance The Rapper, a nagrania produkował Kanye West i ówczesny król muzyki dance Avicii.
Najdotkliwiej przemijanie Madonna odczuwa na estradzie, czego byliśmy świadkami na PGE Narodowym w 2012 r. Choć Ministerstwo Sportu dołożyło 5 mln zł, stadion się nie zapełnił i były straty. W innych krajach było podobnie.
Pewnie dlatego teraz w związku z premierą „Madame X" zrezygnowała z występów na stadionach, a nawet w halach. Śpiewać będzie tylko w teatrach na 2–3 tysiące widzów, decydując się na kilkunastodniowe rezydencje w londyńskim Palladium czy w paryskim Le Rex Grand.