Życie na oczach widzów

Ewa Michnik, dyrektor naczelny i artystyczny Opery Wrocławskiej opowida o widowisku w Hali Stulecia i ryzyku, które warto podejmować.

Aktualizacja: 30.10.2013 17:34 Publikacja: 30.10.2013 07:28

Życie na oczach widzów

Foto: Opera wrocławska

Co panią skłoniło do sięgnięcia po operę francuską?

Opera Wrocławska - czytaj więcej


Ewa Michnik:

Nie robimy tego po raz pierwszy, w Hali Stulecia wystawiliśmy przecież „Carmen".

To już tytuł ogólnoświatowy, w przeciwieństwie do „Poławiaczy pereł".

Rzeczywiście, szukaliśmy jednak utworu widowiskowego, a obdarzonego piękną muzyką, którą zainteresuje widzów. Przecież dla części publiczności widowisko w Hali Stulecia jest pierwszym w ogóle kontaktem ze sztuką operową.

Dokonała pani odważnego wyboru, bo w „Poławiaczach pereł" mamy jedynie czwórkę bohaterów.

Nawet trójkę, gdyż postać kapłana Nurabada nie jest zbyt rozbudowana. Natomiast ogromnie ważną rolę odgrywa lud, mamy do czynienia z operą chóralną, nie przypadkiem zbiorowość poławiaczy pereł pojawia się w tytule. Chór zostanie powiększony liczbowo, tego wymaga olbrzymia przestrzeń wrocławskiej Hali. Będzie też zespół baletowy i dużo statystów.

Bizet miał zaledwie 25 lat, gdy skomponował „Poławiaczy pereł".

I widać w tej operze jego zafascynowanie Charles'em Gounodem. A jednocześnie błysnął ogromnym talentem instrumentacyjnym oraz inwencją melodyczną. Arie i duety oparte są na prostych, ale pięknych melodiach. I co ciekawe, gdy 12 lat później Bizet komponował „Carmen", użył podobnych pomysłów rytmicznych, melodycznych czy też sposobu instrumentacji. Już w tym młodzieńczym utworze muzyką starał się też charakteryzować postaci, opisać ich racje.

„Poławiacze pereł" niezbyt często pojawiają się na polskich scenach.

Przygotowałam premierę w Krakowie, ale to było na początku lat 80., więc rzeczywiście dawno. Bardzo lubię „Poławiaczy pereł", cenię Bizeta za to, że orientalny koloryt starał się uzyskać instrumentacją, rytmiką i charakterem tańców obrzędowo-religijnych. Jest w nich też dzikość i żywiołowość wynikająca z akcji.

Dlaczego z olbrzymiego dorobku opery francuskiej w Polsce na stale obecne są jedynie dwa tytuły: „Carmen" Bizeta i „Faust" Gounoda?

Nie jest to tylko problem odbioru opery francuskiej. Mogłabym wskazać inne tytuły chętnie wystawiane na świecie, na które u nas trudno zdobyć publiczność, choćby „Don Carlosa" Verdiego, „Normę" Belliniego, „Lakme" Delibesa, że nie wspomnę o operach czeskich, tak popularnych na Zachodzie. Przed nami długa i żmudna droga rozwijania zainteresowań widzów. Musimy poszerzać repertuar również i dlatego, że Polacy, jeżdżąc po świecie, coraz częściej chodzą na przedstawienia do wielkich teatrów. Potem w kraju szukają czegoś więcej niż tylko kolejnej „Traviaty" czy „Carmen". Generalnie już widzę postęp, wystawiliśmy niegraną w Polsce „Joannę d'Arc" Verdiego - i bardzo się podoba - czy odkryliśmy dla naszej publiczności „Giocondę" Ponchiellego.

W porównaniu z innymi wielkimi widowiskami w Hali Stulecia „Poławiacze pereł" wydają się nieskomplikowani w realizacji.

Pozornie tak. Trudność polega na tym, że są w tej operze długie sceny kameralne, trzeba więc coś zaproponować tej części publiczności, która przychodzi, by obejrzeć widowisko. Życie cejlońskiej wsi będzie więc toczyło się niejako na oczach widzów, nie przeszkadzając jednocześnie intymnym fragmentom.

W porównaniu z „Borysem Godunowem" spektakl wydaje się jednak prostszy.

W Hali Stulecia dysponujemy jedną przestrzenią, stąd wystawienie „Borysa Godunowa", opartego na nieustannych zmianach sytuacji, było zadaniem karkołomnym. W „Poławiaczach pereł" jest jedność miejsca akcji na wyspie, obecność morza zaznaczymy jedynie światłami.

Wody na scenie nie będzie?

Zostawiamy ją innym realizatorom, bo woda stała się modna w teatrze, a my unikamy dosłowności. Ja oczywiście na pierwszym miejscu stawiam muzykę i wierzę, że uda się nią zainteresować widzów.

W tym sezonie zdecydowała się pani na dwa widowiska w Hali Stulecia. W czerwcu przyszłego roku będzie „Makbet" Verdiego.

Premiera „Poławiaczy pereł" jest wspólną inicjatywą Opery Wrocławskiej i Hali Stulecia, którą wybudowano sto lat temu. W programie uroczystości otwarcia w 1913 roku była IX Symfonia Beethovena. W myśl twórcy obiektu Hala miała służyć nie tylko wystawom, partyjnym zjazdom, ale i muzyce. Z przekazów wiemy, że zadbano o jej akustykę, wyposażono w największe wówczas w Europie organy, ich fragmenty dziś można odnaleźć w różnych kościołach na Dolnym Śląsku. W 1997 roku Opera Wrocławska weszła do Hali z przedstawieniami, więc uznaliśmy, że w roku stulecia tego wyjątkowego gmachu też powinniśmy zrealizować premierę. Tytuł Bizeta bardzo spodobał się dyrekcji Hali, która stara się w swej działalności promować różne artystyczne perły. Premierę „Makbeta" na czerwiec 2014 roku zaplanowaliśmy natomiast wcześniej. Chciałam dodać, że niedawno, na 90. urodziny kardynała Henryka Gulbinowicza, zagraliśmy w Hali Stulecia koncert muzyki operowej dla pięciu tysięcy widzów, którzy przyjechali z całego Dolnego Śląska. Odbiór był niesamowity, a po koncercie bardzo wzrosła sprzedaż biletów na przedstawienia „Poławiaczy pereł".

Jaki to będzie sezon dla Opery Wrocławskiej?

Na pewno pracowity i z ogromnymi staraniami o życzliwość sponsorów, bo przygotowanie dwóch wielkich premier to ogromne przedsięwzięcie, wręcz szaleństwo. Na razie finansowo żyjemy do końca roku, mimo że plany robimy co najmniej z dwuletnim wyprzedzeniem. Nauczyliśmy się mieć tzw. plan B, awaryjny. Do tej pory nie musieliśmy z niego korzystać, ale nie wiem do końca, jak będzie wyglądać rok 2014. To wciąż niewiadoma, tym bardziej że zależy mi, aby nie rezygnować z 200 spektakli w sezonie. Publiczność przyzwyczaiła się, że nasz teatr gra często, nie tylko w weekendy. To nie jest łatwe, wiąże się z dużymi kosztami, ale ważne.

Opera Wrocławska staje się wyjątkiem w Polsce, większość teatrów nastawia się na przygotowanie premiery, po której nowy spektakl gości na scenie kilka razy i znika.

Tak dzieje się coraz częściej, gdyż daje sto procent frekwencji i niesie minimalne ryzyko. Nie jest to jednak długofalowa polityka edukacyjna, próba dotarcia do widza, którego trzeba zachęcać do kontaktu ze sztuką operową. Nam bardzo opłaciło się podjąć ryzyko realizacji wielkich widowisk, bo dziś mamy wielu stałych bywalców w teatrze, którzy przyznają, że zaczęli terminować w Hali Stulecia czy na plenerowych spektaklach operowych na Pergoli.

Co panią skłoniło do sięgnięcia po operę francuską?

Opera Wrocławska - czytaj więcej

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"