Kiedy wylądowali na scenie punktualnie o 20.45, przy dźwiękach „Rock and Roll” Led Zeppelin, można było odnieść wrażenie, że oto do krakowskiej Tauron Areny zawitali przybysze z obcej planety.
The Starchild (Paul Stanley), The Demon (Gene Simmons), The Spaceman (Tommy Thayer) i The Catman (Eric Singer), od pierwszych dźwięków porwali publiczność do dzikiej zabawy. Każdy, kto zna KISS, wie czego się spodziewać po ich występie, ale mimo wszystko i tak zrobili wrażenie mocnym wejściem na tle oszałamiających świateł, laserów, wybuchów fajerwerków, płonących słupów ognia… Łatwiej wymienić, czego na koncercie Amerykanów nie było, bo oprócz charakterystycznych masek i strojów, był też wielki telebim nad sceną, dwa duże ekrany po bokach, muzycy wznosili się na wysięgnikach pod sam sufit, strzelali snopem laserów z gitar do wybuchających monitorów, latali nad sceną, pluli ogniem i krwią… Takiej muzycznej megaprodukcji jeszcze w Polsce nie było!