Podczas jednego z nich opowiedział o swym dniu powszednim: że budzi się o godzinie 5 lub 6 rano, słucha dużo radia.
– Dzień zaczynam od lektury dzienników, a nie czasopism literackich. Jak widzicie państwo, nie obcuję z muzami od rana - skomentował wówczas swoje wynurzenia.
Kiedy indziej opowiedział anegdotę ze swych młodzieńczych lat o tym, jak w czasie okupacji wszedł w Częstochowie do księgarni „nur fűrDeutsche" i nie bacząc na obecność rosłego żandarma, ukradł antologię poezji włoskiej po niemiecku - od Dantego do Mussoliniego.
Uważał się za Ślązaka z wyboru. Pochodził z Radomska, ale prawie 20 lat mieszkał w Gliwicach, a od 1968 roku– we Wrocławiu. Gdy odbierał doktorat honorowy Uniwersytetu Opolskiego opowiedział historię swoich 25-letnich zmagań z nie napisanym dramatem o Walerianie Łukasińskim, polskim patriocie więzionym 43 lata.
- Potknąłem się o ten pomysł jak o kamień. Jak przedstawić w teatrze milczenie? Jak przejść z teatru, który mówi, do teatru, który się dzieje, ale milczy? Jak napisać taką sztukę? Tylko w myślach - mówił poeta.