Santana, samba, piłka nożna

Gitarzysta po 50 latach kariery wydał pierwszy album z hiszpańskojęzycznymi piosenkami „Corazon”. Na mundialu zaśpiewa z Wyclefem „We Will Find A Way”.

Publikacja: 10.05.2014 18:00

Carlos Santana, Corazón, Sony Music Polska CD, 2014

Carlos Santana, Corazón, Sony Music Polska CD, 2014

Foto: Rzeczpospolita

Carlos Santana często grywał flamenco, cumbię, cza-czę, bolero, mambo, sambę, salsę. Znamy go z duetów z najsłynniejszymi latynoskimi gwiazdami – Glorią Estefan, Lilą Downs, Juanesem, a także młodszymi: Romeo Santos czy ChocQuib Town, afrokolumbijską grupą hiphopową. Hiszpańskojęzyczni wykonawcy gościli na wielu albumach gitarzysty, w tym „Supernatural".

Zobacz więcej zdjęć

Ale nawet jego genialny producent Clive Davis, któremu Santana zawdzięcza zarówno debiut, jak i comeback, nie wpadł do tej pory na pomysł, żeby połączyć latynosko brzmiącą gitarę z hiszpańskojęzycznymi piosenkami. Moment jest nieprzypadkowy, bo w czerwcu prawie cały świat będzie śledził piłkarskie mistrzostwa świata w Brazylii, słuchając piosenek z oficjalnego albumu mundialu. Tak się złożyło, że jego wydawcą jest Sony, dla którego Carlos nagrywa od początku kariery.

Na „Corazón" zaśpiewali Fabulosos Cadillacs i Diego Torres z Argentyny, Nińa Pastori z Hiszpanii, Samuel Rosa de Skank z Brazylii i Lila Downs z Meksyku. Zapowiedzią albumu był grudniowy koncert w meksykańskim mieście Guadalajara zatytułowany „Santana-Corazón".

Anielska pomoc ?i kosmiczna energia

Santana, który również w wywiadach dla „Rzeczpospolitej" wypowiadał się w niezwykle uduchowionej formie – wspominając zawsze o aniołach i energii z kosmosu, teraz też mówi o premierze w niezwykle namaszczony sposób.

– Bóg chciał, żeby to się stało. Kiedy czuję presję – rezygnuję. Kiedy ktoś mnie pospiesza – zwalniam. Teraz poczułem, że przyszedł właściwy czas – powiedział „New York Daily News". – Stało się to, co może się stać, jeśli nadzieja, jaką masz w sercu, jest większa niż twoja wyobraźnia. Mamy do czynienia z kulminacją marzeń wielu osób, w momencie kiedy stały się jednością.

Santana nie ukrywa, że założenie było proste:

– Chodziło o to, żeby stworzyć taki album jak „Supernatural", tyle że po hiszpańsku, bo „Supernatural" miało niesamowitą muzyczną moc.

Przed premierą słynnego albumu z 1999 r. o Santanie mówiło się, że jest legendą festiwalu w Woodstock, ale myślano, że najlepsze czasy miał już za sobą. Właśnie dlatego „Supernatural" przygotował niezwykle starannie. Zaprosił do duetów Lauryn Hill, Erica Claptona, Dave'a Metthewsa, Wyclefa Jeana, Everlasta. Niektórzy uznali, że stary mistrz nagrał płytę składankową i wsparł się popularnością innych. Jednak każdy, kto uważnie posłuchał płyty z hitem „Smooth", wie, że gitarzysta osiągnął na tym albumie nową muzyczną jakość.

Czuwał nad wszystkimi nagraniami jako producent i połączył je w całość fantastycznymi partiami gitary akustycznej oraz solowej jako główny instrumentalista i lider. Płyta otrzymała dziewięć  nagród Grammy i sprzedała się w 45 milionach egzemplarzy. Sukces był tak wielki, że przesłonił popularność pierwszych przebojów Santany – „Black Magic Woman", „Oye Coma Va", „Samba Pa Ti" czy „Europa".

– „Supernatural" to był manifest radości – mówił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej". – Porównuję tę płytę do wspaniałego pałacu, w którym każdy pokój jest zaprojektowany w innym stylu. Czuję się jego gospodarzem, a w każdym pokoju przyjmuję gości w towarzystwie innego artysty. Gramy i śpiewamy inną melodię, w innym rytmie. Dzięki „Supernatural" odnowiłem kontakt ze słuchaczami. Znowu się porozumieliśmy, mieliśmy o czym rozmawiać.

Teraz muzyk chce osiągnąć efekt „Supernatural" – tyle że w latynoskim wymiarze.

– Wszyscy jesteśmy świadkami zjawisk, które potwierdzają, że kultura latynoska ma coraz większe znaczenie – powiedział. – Dlatego chcieliśmy uzmysłowić całemu światu piękno i urodę latynoskiej sztuki. Stworzyliśmy muzyczny symbol, który pozwala uwierzyć w siebie, zwłaszcza Latynosom borykającym się z problemami, żyjącym w slumsach i fawelach. Chcieliśmy im powiedzieć: wasz czas nadchodzi!

Powrót do meksykańskich korzeni

Santana wpadł na pomysł nagrania albumu wraz ze swoim szwagrem Michaelem. Koncepcja spodobała się menedżerom Sony. Trzeba było tylko znaleźć najlepszych wykonawców i stworzyć odpowiedni repertuar. Dla Santany była to również podróż w czasie – powrót do przeszłości.

– Urodziłem się w Meksyku, ale moja rodzina wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych – tłumaczy. – Tam dojrzewałem w latach 60. i wielu najpiękniejszych latynoskich piosenek nie znałem. Z tym większą energią zabrałem się do słuchania ich teraz. Nawet starsze przeboje brzmiały dla mnie niezwykle świeżo, inspirująco, zwłaszcza gdy znalazłem odpowiednich wykonawców.

Juanes zaśpiewał „La Flaca". Gloria Estefan wykonała „Besos De Lejos". Santana nie ukrywa, że chciał, by jego gitara brzmiała jak piękny kobiecy śpiew.

– Kocham towarzystwo kobiet, a moją największą inspiracją był ich śpiew, głównie takich wokalistek jak Aretha Franklin, Mahalia Jackson czy Whitney Houston – powiedział. – Częściej słuchałem wokalistek niż nawet najznakomitszych kolegów-gitarzystów. Fascynuje mnie to, jak kobiety frazują. Inspiracją jest dla mnie nawet kobiecy masaż. Kiedy masażystka kładzie swoje dłonie na mojej szyi – chcę osiągnąć podobny efekt jak ona. Ten rodzaj wyczucia i delikatności jest znany na całym świecie.

Smutne wspomnienia ?z młodości

Latynoska płyta jest też powrotem do czasów, kiedy Santana zaczynał grać na gitarze.

– Działo się to w Tijuanie, przy granicy meksykańsko-amerykańskiej – wspomina. – Był bodaj rok 1960 albo 1961, gdy ojciec zaprosił mnie do wspólnych występów. Usłyszałem wtedy na widowni zdanie: „Widzisz tego chłopaczka? Ten chłopak gra równie dobrze jak jego ojciec!". Miałem wtedy 13 lat. Prawda jest więc taka, że nie namaścił mnie ani Miles Davis, ani Tito Puente, tylko słuchacz w przygranicznym miasteczku, kiedy grałem u boku mojego ojca.

W wywiadzie dla „Rolling Stone", tuż po sukcesie „Supernatural" nie wspominał tamtego czasu najlepiej.

– Grałem ludowe piosenki za jednego centa od sztuki – powiedział. Przygrywał też z ojcem klientom w burdelu.

– Pamiętam spelunki z wiejskim klepiskiem, gdzie stoły były czarne od popiołu – wspominał. – Kto by tam pamiętał o popielniczkach. Policjanci obmacywali prostytutki, bezkarni, bo w każdej chwili mogli je przecież aresztować.

Nie krył, że od tego widoku i smrodu nieraz dostawał bólu żołądka. To dlatego, mając ?14 lat, zbuntował się przeciw ojcu. Trafił z deszczu pod rynnę. Przygrywał w lokalu ze striptizem – od 14 do 6. Godzina grania, godzina przerwy. 9 dolarów tygodniowo.

Może właśnie traumatyczne wspomnienia tamtych lat sprawiły, że aż pięć dekad nie chciał wracać do muzyki latynoskiej w czystej postaci.

Czuły kochanek, nowoczesny człowiek

Muzyczne fascynacje podgrzewały gorące afrykańskie rytmy. Dodają ognia także na nowej płycie, której tytuł „Corazón" („Serce") łączy się również z kochliwością muzyka.

– Jestem wiecznym kochankiem – przyznaje. – Kocham romansować, kocham różnorodność, zmiany, uwielbiam seks. Jestem przekonany, że nasze czasy wymagają od nas, byśmy podeszli do tych wszystkich bardzo ważnych kwestii życia w nowy sposób. Trzeba z nich czerpać radość i szczęście. Żyjemy w okresie, kiedy trzeba nieustannie dostosowywać nasz ludzki software do zmian, jakie niesie życie. Podobnie jest z muzyką. Trzeba pamiętać tylko o jednym: by muzyka miała moc przenoszenia ludzi w nowy, lepszy wymiar. Żeby nie przypominała sztucznego piękna z billboardów, tylko była pięknem naturalnym, nieprzemijającym.

Santana nagrał płytę z ognistymi latynoskimi kompozycjami również dlatego, że będąc jednym z największych wirtuozów gitary, nie komponuje tak wiele, jakby chciał. Stąd na płycie nowa wersja „Oye Como Va" – „Oye 2014" zaśpiewana przez Pitbulla i „Iron Lion Zion" z udziałem Ziggy'ego Marleya.

Również poprzednia płyta „Guitar Heaven" złożona była ze znanych już kompozycji w nowych interpretacjach. Carlos zagrał gitarowe klasyki Harrisona, Hendriksa, Claptona, Led Zeppelin, The Cream. Zdaje sobie sprawę, że wiele zawdzięcza innym. Mówił o tym w jednym z wywiadów dla „Rzeczpospolitej".

– Sportretowałbym siebie w następujący sposób: przypomina mi się widok Champs Élysées w Paryżu. Na tę wspaniałą aleję spływają samochody z mniejszych ulic. Jestem podobny. Jestem artystą, na którego wpływ miało wielu muzyków. Miałem wielu mistrzów. Kiedy zaczynałem, byłem zasłuchany w Petera Greena. Potem Wayne'a Shortera. Mógłbym wymienić wiele nazwisk. Chodzi mi o to, że Carlos Santana to wielu ludzi w jednym ciele i pod jednym nazwiskiem. Tak o sobie myślę.

Nie ukrywa jednak, że nagrywając cudze kompozycje, wciąż myśli o autorskiej płycie „Shapeshifter". Kto wie – może jej premiera przewidziana jest w następnej kolejności.

Carlos Santana często grywał flamenco, cumbię, cza-czę, bolero, mambo, sambę, salsę. Znamy go z duetów z najsłynniejszymi latynoskimi gwiazdami – Glorią Estefan, Lilą Downs, Juanesem, a także młodszymi: Romeo Santos czy ChocQuib Town, afrokolumbijską grupą hiphopową. Hiszpańskojęzyczni wykonawcy gościli na wielu albumach gitarzysty, w tym „Supernatural".

Zobacz więcej zdjęć

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"