Śpiewał również piosenki innych autorów. Najmocniejsze oskarżenia padły w „Protest-songu przeciwko mężczyźnie".
- To nie są moje słowa - zastrzegł Marc Ribot. Napisała je autorka z Meksyku. Nie wiem, czy dotyczą jednego, konkretnego mężczyzny, czy wszystkich.
Najłagodniejsze określenia pod adresem męskiego stanu brzmiały: „Zwierzę, które mówi" i „Ty mówiący robaku!". W nawiązaniu do wyznań Meksykanki gitarzysta zaprotestował przeciwko własnemu ciału, które oględnie mówiąc, wodzi go na pokuszenie. Osobiste wyznania z akompaniamentem gitary publiczność nagrodziła owacjami.
Dwa intrygujące projekty przedstawił wiolonczelista Eric Friedlander. Kameralny występ tria, jakie utworzył ze szwajcarską pianistką Sylvie Courvoisier i japońską specjalistką od elektronicznych odgłosów generowanych z laptopa Ikue Mori, zafascynowało publiczność wyrafinowanymi brzmieniami instrumentów akustycznych i kontrastującą z nimi elektronikę. To Ikue Mori przeniosła muzykę tria w inny wymiar, ale i wykonana z włókna węglowego czarna wiolonczela Friedlandera też wydawała się to kontrabasem, to instrumentem klasycznym.
Znakomity koncert dał amerykański klarnecista Ben Goldberg. Jego kwintet Unfold Ordinary Mind wykonywał wielowątkowe kompozycje lidera o geometrycznych tytułach, wśród których najprostsza była „Elipsa".
Słynny kompozytor i aranżer Henry Threadgill przedstawił utwór „Old Locks and Irregular Verbs" pamięci zmarłego półtora roku temu Lawrence'a D. "Butcha" Morrisa. Morris tworzył free-jazz na żywo dyrygując orkiestrą improwizujących muzyków. Ile Threadgill zapisuje w nutach trudno określić. Wpływ na muzykę, którą publiczność usłyszała w Saalfelden mieli z pewnością znakomici muzycy. Przy fortepianach zasiedli: Jason Moran i David Virelles znany z nowojorskiego kwartetu Tomasza Stańki. Podwójna obsada była na stanowiska saksofonów altowych. Ważne role pełniły wiolonczela i tuba. Threadgill zastrzegł sobie, żeby nie fotografować jego zespołu z bliska, bo muzyka, jaką wykonuje, jest bardzo subtelna. Zabrakło jej jednak wyrazistości i kontrastów. Po kilkudziesięciu minutach dźwięki zlewały się ze sobą tracąc siłę wyrazu. Po hołdzie dla swego mistrza można się było spodziewać dzieła wyjątkowego, a „Old Locks and Irregular Verbs" takim nie jest.