Włodek Pawlik odebrał pierwszą w historii nagrodę Grammy dla polskiego jazzmana 26 stycznia tego roku w kategorii „duży zespół jazzowy" za album „Night in Calisia". Pięć minut wcześniej w Nokia Theater swoją pierwszą w karierze Grammy za najlepszy jazzowy album wokalny „Liquid Spirit" odebrał Gregory Porter. Potem posypały się na muzyków kolejne nagrody i wyróżnienia. Włodek Pawlik otrzymał pierwszego w karierze jazzowego Fryderyka dla Artysty Roku, a Porter zajął pierwsze miejsce w ankiecie krytyków magazynu „Down Beat" w kategoriach: Artysta Roku i Wokalista Roku. Szczególnie cenne jest wyróżnienie dla najlepszego artysty, bo wokaliści bardzo rzadko są doceniani przez krytyków.
Gregory Porter jest jednak wyjątkowy. Jest objawieniem wokalistyki jazzowej, jak kilkanaście lat temu Kurt Elling. Ale jego styl śpiewania jest tak uniwersalny, że może swobodnie poruszać się pomiędzy stylami. Najbliżej mu do Nat King Cole'a i Marvina Gayea, w istocie jego śpiew można umieścić pomiędzy nimi. Nad tymi wielkimi wokalistami ma jednak przewagę - własne, znakomite kompozycje.
Żeby docenić jego klasę i przekonać się na czym polega geniusz wokalny Portera, trzeba posłuchać go na żywo. Występował już we Wrocławiu, Krakowie i Warszawie, teraz zaśpiewa przed sopocką publicznością. Dotychczasowe koncerty pokazały, że Porter z upodobaniem improwizuje zmieniając interpretacje swoich piosenek z tak lubianego albumu „Liquid Spirit". Pomaga mu w tym znakomity zespół, z którym współpracuje od wielu lat. Dlaczego nie usłyszeliśmy Gregory'ego Portera wcześniej? Nigdy nie zależało mu na sławie, ale kiedy już zainteresowała się nim legendarna wytwórnia Blue Note Records, postanowił skorzystać z szansy, rzucił się na głęboką wodę i wygrał.
Włodek Pawlik należy do czołówki polskich jazzmanów od połowy lat 90., kiedy ukazał się jego album „Turtles" nagrany z udziałem amerykańskich muzyków, w tym trębacza Randy'ego Breckera. Zadziwiające, że wcześniej docenił go świat filmu przyznając nagrody za muzykę do filmu „Rewers" Borysa Lankosza.
Pianista kroczył jednak własną drogą tworząc ambitne dzieła i nagrywając ważne albumy. Za takie uznać trzeba „Misterium Stabat Mater", nagrane w trio „Anhelli", solowe „Grand Piano" i „Struny na ziemi" z muzyką do poezji Jarosława Iwaszkiewicza. Wydany w USA album „Jazz Suite Tykocin" zyskał entuzjastyczne recenzje i przyniósł Pawlikowi tytuł Kompozytora Roku w rankingu jednego ze znaczących krytyków amerykańskich. Kiedy wytwórnia Summit Records wydała w USA album „Night in Calisia", zaczęły go grać stacje radiowe. To wszystko złożyło się na uznanie środowiska muzycznego w USA, a w efekcie nagrodę Grammy dla polskiego jazzmana, jego tria, orkiestry i solisty, którym ponownie był Randy Brecker.