Premierze „Postcards From Paradise" towarzyszy wywiad, którego perkusista udzielił magazynowi „Rolling Stone".
– Z tak rozwiniętą muzyczną technologią, jaką mamy dzisiaj, The Beatles mogliby wykonywać na koncertach najbardziej skomplikowane aranżacyjnie i wykonawczo kompozycje, jak choćby „A Day in the Life". Wtedy nie mieliśmy szansy zagrać ich naszym fanom – powiedział Ringo. – Siedzieliśmy nawet i gadaliśmy o tym, a obok byli wstawieni goście mówiący: „OK, zróbmy to!". Jednak nigdy do tego nie doszło. Problem polegał na tym, że nigdy nie spotkaliśmy się w czwórkę, zawsze rozmawialiśmy we dwójkę, z pominięciem drugiej pary. Teraz nie ma o czym mówić. John Lennon i George Harrison nie żyją.
Przed The Beatles
Już jednak 18 kwietnia Ringo Starr wystąpi razem z Paulem McCartneyem, który wprowadzi perkusistę do Rock'n'Roll Hall of Fame. Ringo Starr był wściekły, że nie został przez lata uhonorowany tym prestiżowym wyróżnieniem, chociaż ów zaszczyt spotkał pierwszego menedżera liverpoolskiej czwórki Briana Epsteina. Ostatecznie sprawą zajął się McCartney.
– Jadłem obiad z Robbiem Robertsonem, potem pogadałem z Bruce'em Springsteenem oraz Dave'em Grohlem i sprawa załatwiona – pochwalił się McCartney.
W najnowszym wywiadzie Ringo opowiada też o swojej abstynencji, która trwa już od 1988 roku. – Doszedłem do stanu, kiedy permanentnie czułem wewnętrzny chłód oraz samotność – mówi. – Działy się rzeczy absurdalne: nawet jeśli był wokół mnie tłum ludzi, czułem się samotny. Przerąbane! Postanowiłem z tym zerwać.
Na nowej płycie Ringo śpiewa o swoim pierwszym zespole Rory and The Hurricans. W piosence o tym tytule przypomina o wyprawach do Londynu, piątkowych potańcówkach, o miłości z dziewczyną z Francji, spaniu na podłodze i utrzymywaniu się przy życiu dzięki diecie ograniczonej do chleba i dżemu.
Nie było aż tak źle! Kiedy klepiący biedę John i Paul złożyli perkusiście propozycję grania w The Beatles, był w porównaniu z nimi bogaty: jeździł własnym samochodem. Imponował czerwonym garniturem i muszką.