To jest obraz, który przywodzi chyba tylko jedną myśl: Niemcom nie udało się zgładzić narodu żydowskiego. W czwartek, w 30. rocznicę pierwszego Marszu Żydów, kilkanaście tysięcy w większości młodych ludzi przeszło nieco ponad trzy kilometry, jakie dzielą słynną bramę z napisem „Arbeit macht frei" w Auschwitz od obozu w Birkenau. W miejscu, które w zamyśle Hitlera miało położyć kres historii narodu żydowskiego, powiewało morze izraelskich flag.
– Chcę powiedzieć wszystkim Żydom, którzy tu zginęli: spójrzcie, państwo żydowskie jest tutaj, nie zapomniało o was! Wszyscy jesteśmy z wami! – powiedział tuż przed rozpoczęciem uroczystości we wzruszającym przemówieniu prezydent Reuwen Riwlin.
W tym wyjątkowym marszu wzięli też udział w galowych mundurach szefowie wszystkich głównym formacji zbrojnych Izraela. Byli ambasadorowie przy ONZ przeszło 50 krajów. A wśród wielu izraelskich artystów także jeden z najbardziej znanych piosenkarzy tego kraju, Shlomo Artzi, który pod koniec uroczystości przy ruinach krematoriów zaśpiewał utwory żałobne.
– Chcemy, aby to było świadectwo, że dziś jesteśmy w zupełnie innej sytuacji – powiedział szef izraelskiej policji Roni Alsheikh, odnosząc się do milionów bezbronnych ofiar Holokaustu.
Politycy nie mogą oceniać historii
Izrael, który będzie świętował 19 kwietnia 70. rocznicę powstania, wciąż nie ma bezpiecznych granic i potrzebuje spoiwa, które zjednoczy państwo w obliczu zagrożenia. Zdaniem władz w Jerozolimie powinna nim być pamięć o Holokauście, przestroga, co się może stać z żydowskim narodem gdy nie będzie miało silnego państwa.