Prawybory jako kres demokracji? (czyli szkoda posła Rybickiego)

Wielkie święto demokracji - jak politycy Platformy nazwali prezydenckie prawybory - może okazać się absolutną klapą.

Aktualizacja: 24.03.2010 09:39 Publikacja: 24.03.2010 09:29

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/szuldrzynski/2010/03/24/prawybory-jako-kres-demokracji-czyli-szkoda-posla-rybickiego/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

[link=http://www.rp.pl/artykul/406464,451485.html" "target=_blank]Jak donosi "Gazeta Wyborcza"[/link], choć jutro upływa termin głosowania, dotąd karty wyborcze (listownie bądź internetowo) wypełniła niespełna jedna trzecia członków partii. (Odrobinę wyższą liczbę podaje "Polska", ale nie zmienia to meritum). - Liczymy na 50-proc. frekwencję - pociesza się polityk z zarządu Platformy. Wydaje się jednak, że nawet jeśli w prawyborach wzięłoby udział 60 proc. działaczy, byłby to i tak niepokojący sygnał.

Pół biedy, że uderza to w obywatelskość Platformy Obywatelskiej. Problem dotyczy w ogóle całej naszej polityki.

Członkowie partii (czy to PO, PiS, PSL czy SLD, mniejsza o sympatie) wydają się ludźmi, którzy nie chcą być wyłącznie osobami prywatnymi, lecz interesują się polityką. Wydają się mieć ambicje działalności publicznej. Jak się okazuje, nawet działacze polityczni nie uważają udziału w prawyborach za swój partyjny obowiązek.

Jak teraz politycy będą przekonywać Polaków do wysokiej frekwencji, jeśli tylko połowa z nich traktuje demokrację serio?

GW jest jak zwykle nieoceniona w podważaniu sensu lustracji i dowodzenia, że istnienie IPN jest niepotrzebne.

Najpierw więc dowiadujemy się, że "przyszpilenie kłamcy lustracyjnego kosztuje budżet ok. 6 mln zł." Skandal, aż chciałoby się zakrzyczeć. Jak powstało to wyliczenie? Ano podzielono koszty działania Biura Lustracyjnego (ok 17,7 mln zł.) przez liczbę osób, którym rocznie udowadnia się kłamstwo lustracyjne (3 osoby). Ciekawa logika, ale jeśli przyjąć by ją na poważnie, GW powinna apelować o rezygnację z powszechnych wyborów prezydenckich. Bo kosztuje to dziesiątki milionów, a wybrana zostaje tylko jedna osoba. Szkoda pieniędzy.

Jeśli by ktoś po przeczytaniu tekstu o kosztach działania Biura Lustracyjnego jeszcze nie uznał go za samo zło, obok kolejny artykuł - o jego szefie. W skrócie chodzi o to, że w marcu kończy się kadencja prok. Jacka Wygody. Z jego działalności GW jest raczej niezadowolona. "Nowa odsłona lustracji, która zbiegła się z objęciem przez niego funkcji, nie powiodła się" - pisze nieoceniony Wojciech Czuchnowski. "Wiosną 2007 r. Trybunał Konstytucyjny zakwestionował zbyt szeroki katalog osób podlegających obowiązkowi składania oświadczeń. Wyłączył z niego m. in. dziennikarzy, naukowców i dyrektorów prywatnych szkół..." I tak dalej i tak dalej.

Warto jednak spytać, jaką odpowiedzialność ponosi prok. Wygoda za to, co uchwalali podczas jego kadencji posłowie i sędziowie TK.

Ale cel jest jasny. Chodzi o to, by broń Boże szef IPN prof. Janusz Kurtyka nie powołał Wygody na kolejną kadencję. Dlatego Gazeta oddaje głos współautorowi uchwalonej właśnie nowelizacji ustawy o IPN, Arkadiuszowi Rybickiemu. Ten domaga się, by szefa Biura Lustracyjnego powołać według nowej ustawy. Na jakiej podstawie? Tego się niestety nie dowiadujemy. Ciekawe, jak wybór szefa BL ma się odbyć na podstawie ustawy, która jeszcze nie weszła w życie.

Ale popis posła Rybickiego znajdujemy kilka stron dalej. Chodzi o jego wywiad udzielony Ewie Siedleckiej. Nie boję się nazwać go kompromitującym. Mała próbka. Red. Siedlecka mówi: "Gdy w 2005 r. Trybunał nakazał otworzyć każdemu dostęp do jego teczki, zaznaczył, że tych materiałów nie powinno się udostępniać". Co na to autor ustawy, która nawet agentom daje dostęp do dokumentów nie tylko na temat ich samych, ale również na temat osób które rozpracowywali? (Warto przypomnieć, że umożliwi to szantażowanie osób, które dawniej rozpracowywana ale też podważa sens lustracji, bo nim ktoś złoży oświadczenie lustracyjne, będzie mógł sprawdzić, czy zachowały się na jego temat jakieś dokumenty.) Otóż poseł Rybicki odpowiada ze zdumiewającą szczerością. "Nie znam wyroku, o którym pani mówi." To nie jedyna kompromitacja posła. Dalej wyjaśnia dlaczego uchwalono ten przepis. "Naszą intencją było zagwarantowanie prawa do obrony osobom, które mogły być przez służby specjalne PRL zarejestrowane jako współpracownicy bez ich wiedzy, a w ich teczkach są np. sfałszowane zobowiązania do współpracy czy raporty sporządzone przez funkcjonariusza SB rzekomo na podstawie donosu. Nie mieliśmy na myśli funkcjonariuszy, którzy mogliby ze swoich teczek wyciągnąć materiały do szantażu osób, które niegdyś inwigilowali."

Porażająca jest ta szczerość. Posłowie nie mieli intencji, ale i tak uchwalili prawo, które będzie miało właśnie odwrotne konsekwencje.

A że poseł Rybicki nie ma większego pojęcia o lustracji, warto zauważyć jeszcze jedną nieścisłość w jego wypowiedzi. Pytany o list historyków do "Rz", w którym protestują przeciw temu, że Rada IPN będzie wybierana przez osoby, które nie podlegają lustracji (czyli szerokie grono naukowców) poseł mówi "Trybunał uznał lustrowanie naukowców za sprzeczne z konstytucją". Problem w tym, że dotyczy to naukowców, którzy nie pełnią funkcji publicznych. Bo już rektorzy uniwersytetów czy np. dziekani lustracji podlegają. A prawo wyboru Rady IPN jest cechą sprawowania funkcji publicznej.

Ale najciekawszą rzecz poseł Rybicki mówi na początku wywiadu, tłumacząc dlaczego obniżono liczbę głosów (większość) potrzebnych do wybrania nowego prezesa IPN. "Po dziesięciu latach widać, że materiały IPN nie są dynamitem, niczego nie wysadzą, więc nie ma powodu stosowania tak silnych zabezpieczeń". Skoro tak, to po co zmieniać ustawę o Instytucie?

Choć zdaniem Janiny Paradowskiej (Polityka, str. 8) zmiany są tylko kosmetyczne, a IPN to i tak pic na wodę. "W dotychczasowych procesach nie wykazano zresztą, by akurat tajni współpracownicy stanowili zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. O wiele większe zagrożenie dla demokratycznego porządku wywołały polityczne harce lustracyjne." A więc zagrożeniem nie są agenci, tylko lustracja. Podobnie jak zagrożeniem nie są choroby, ale lekarze, którzy nam o nich mówią.

[b][link=http://blog.rp.pl/szuldrzynski/2010/03/24/prawybory-jako-kres-demokracji-czyli-szkoda-posla-rybickiego/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

[link=http://www.rp.pl/artykul/406464,451485.html" "target=_blank]Jak donosi "Gazeta Wyborcza"[/link], choć jutro upływa termin głosowania, dotąd karty wyborcze (listownie bądź internetowo) wypełniła niespełna jedna trzecia członków partii. (Odrobinę wyższą liczbę podaje "Polska", ale nie zmienia to meritum). - Liczymy na 50-proc. frekwencję - pociesza się polityk z zarządu Platformy. Wydaje się jednak, że nawet jeśli w prawyborach wzięłoby udział 60 proc. działaczy, byłby to i tak niepokojący sygnał.

Pozostało 90% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo