– Sąd nie musi mówić, jak olbrzymim niebezpieczeństwem będzie dla Polski, jeżeli generałowie policji zaczną ujawniać informacje niejawne osobom podejrzewanym o popełnianie przestępstw. Trzeba będzie zamknąć policję, prokuraturę, sądy i przestać cokolwiek robić – uzasadniał wyrok sędzia Maciej Strączyński.
Wyrok Sądu Okręgowego w Szczecinie kończy głośną sprawę, w której jednym z oskarżonych był człowiek zaliczany w przeszłości do grona najważniejszych postaci w polskiej policji. Generał Mieczysław K. zrezygnował ze stanowiska jesienią 2002 r., tłumacząc się złym stanem zdrowia i spiskiem podwładnych, którzy wmieszali go w aferę paliwową. Jako emeryt tłumaczył dziennikarzom, że spotykał się z baronami paliwowymi ze Śląska po ich wyjściu z aresztu, „bo chciał się przekonać, czy jego podwładni nie manipulowali w śledztwie". Proces pokazał, że prawda była inna.
Prokuratura Apelacyjna w Krakowie oskarżyła generała o przekazanie śląskiemu baronowi paliwowemu Arturowi K. kserokopii tajnych dokumentów, w których znajdowały się informacje dotyczące zwalczania mafii paliwowej.
Była to decyzja Marka Biernackiego, byłego szefa MSWiA, oraz nadinspektora Jana Michny, byłego komendanta głównego policji, o powołaniu specjalnej grupy do walki z gangami paliwowymi. Pismo zawierało dane, których ujawnienie mogło zagrozić życiu policjantów, m.in. nazwiska szefa grupy i funkcjonariuszy z różnych
wydziałów Centralnego Biura Śledczego, którzy wchodzili w jej skład. Generał przekazał także dokument sporządzony na jego polecenie i określający mechanizmy działania mafii paliwowej, zawierający dane firm i nazwiska osób zamieszanych w przestępczy proceder. Te informacje pozwalały gangsterom unikać policyjnych zasadzek.