Własnego komentarza cytować przez skromność nie będę, ale warto zajrzeć do tego, co napisała na ten temat Elżbieta Cichocka w Gazecie Wyborczej: „Z punktu widzenia propagandy wystąpienie ministra Bartosza Arłukowicza było świetne. Oto toczy się wojna dobrych polityków ze złymi koncernami farmaceutycznymi dla dobra pacjenta. Tylko, niestety, to przekaz nie na temat." Dokładnie o to chodzi. Propagandą nie da się uzdrowić polskiej służby zdrowia, tak jak nie dało się propagandą uzdrowić sytuacji na kolei, o czym boleśnie przekonał się były minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Ale ponieważ minister zdrowia ma dziś urodziny, nie będę się nad nim już dłużej znęcał.
Chętniej poznęcałbym się nad komentarzem Aleksandry Klich w GW, która wyraża wielką radość z powodu, że polski sąd zarejestrował stowarzyszenie osób narodowości śląskiej. Czytamy w komentarzu wiele zachwytów nad wielokulturowością, wieloetnicznością i w ogóle kolorową Polską. „To fantastyczna wiadomość dla wszystkich, którzy uważają, że Polska powinna być nowoczesnym europejskim krajem." No tak, chcę by Polska była nowoczesnym krajem, ale jakoś nie uważam tego za fantastyczną wiadomość. Zdaniem Aleksandry Klich jestem z pewnością endekiem, którzy mieli rzekomo już podnieść krzyk po decyzji sądu, że jakoby to „rozbijanie jedności polskiego państwa". I właściwie nie trzeba by było nic dodawać. Bo jeśli ktoś pisze jakieś dyrdymały o ubogacającej wszystkich różnorodności, a potencjalnych oponentów nazywaj endekami, tak naprawdę nie chce żadnej różnorodności. Odmawiając innym prawa do posiadania odmiennego stanowiska, kompletnie się w dodatku ośmiesza.
A warto moim zdaniem mieć wątpliwości nie tylko natury narodowej ale też prawnej. W myśl polskiego prawa nie istnieje narodowość śląska. Dopóki nie zmienimy prawa, nie można oficjalnie mówić o takiej narodowości. Oczywiste jest istnienie osób, które czują się Ślązakami, oczywiste jest istnienie śląskiej tożsamości, istnieje śląski dialekt, śląskie zwyczaje i kultura. Wszystko ok. Ale naród jest kategorią nie tylko subiektywną (czuję się np. Ślązakiem) ale też prawną i polityczną. Mniejszości narodowe – na przykład niemiecka, mają pewne prawa polityczne. Wbrew bzdurom pisanym przez niektórych lewicowych publicystów, nie słyszałem nigdy, by jakikolwiek prawicowy komentator domagał się odebranie mniejszości niemieckiej jej praw. Bo nie o nacjonalizm tu chodzi, ale o prawo. Dlatego warto mieć pytania i wątpliwości, dlaczego sąd uznał istnienie stowarzyszenia odwołującego się do kategorii, która nie istnieje w polskim prawie.
Ciekawe dane prezentuje dziś Gazeta Wyborcza: „Dobrze zarabiający Polacy są entuzjastami nowych technologii, ale nie porzucają tradycyjnych mediów. Chętnie czytają prasę i słuchają radia - wynika z badania przeprowadzonego przez dom mediowy Starcom". Prawie wszyscy zamożni Polacy mają Internet, używają go do bankowości, serwisów społecznościowych i zbierania informacji. Co ich wyróżnia? Rzadziej od przeciętnej oglądają telewizję ale minimum raz w tygodniu sięgają po gazetę codzienną. Też minimum raz na tydzień czytają kolorowe magazyny.
Te dane nie są zaskakujące, ale potwierdzają pewne prawidłowości. Zamożniejsi bardziej świadomie korzystają z mediów. Od telewizyjnej papki wolą sami selekcjonować informację i rozrywkę w Internecie lub czytając dzienniki i tygodniki. Wygląda więc na to, że właśnie dzięki nim prasa codzienna nie umrze całkiem, choć pewnie zmieni się z czasem w dobro luksusowe. Tak jak istnieje moda na starocie, czy rzeczy w stylu etno, tak też modne będzie wśród pewnej grupy odbiorców czytanie szeleszczącej papierowej gazety – choć obok będzie leżał tablet.