Zarzuca autorowi publikacji naruszenie dóbr osobistych.
Niemal dokładnie rok po premierze głośnej „Ceny przetrwania? SB wobec "Tygodnika Powszechnego" dawny redaktor gazety Roman Graczyk na sali rozpraw musi udowadniać, czy publikacja nie krzywdzi jednego z najważniejszych redaktorów gazety. Z materiałów, jakie autor znalazł w archiwum IPN wynika bowiem, iż kontakty Mieczysława Pszona ze Służbą Bezpieczeństwa można uznać za rodzaj współpracy z nią. Redaktor był zresztą zarejestrowany jako tajny współpracownik „Szary" i „Geza".
Jacek Pszon, który proces wytoczył, twierdzi, iż naruszono pamięć i kult jego zmarłego ojca. Dlatego domaga się przeprosin - m.in. na łamach „Rzeczpospolitej" - od autora oraz wydawnictwa „Czerwone i czarne", które książkę opublikowało. Chce też zakazu dalszej jej publikacji. Wycofał się natomiast z pierwotnego żądania 50 tys. zł zadośćuczynienia.
– Sali sądowa nie jest miejscem do rozstrzygania sporów historycznych. To proces ważny dla wolności słowa i wolności badań naukowych. Żądanie zakazu rozpowszechniania książki jest formą quasi-cenzury – mówił Roman Graczyk przed procesem.
Jednym ze świadków, jaki - na życzenie Jacka Pszona – zeznawał przed sądem jest Jan Widacki, były wiceszef MSW w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i były poseł SLD. Okazało się jednak, że książki Romana Graczyka nawet nie czytał, nie widział też nigdy materiałów z archiwum IPN, jakie wykorzystuje w książce autor. Mimo to przekonywał, że esbeckie dokumenty w archiwach IPN są niewiarygodne, zdarzało się bowiem, iż osoba traktowana jako TW nawet o tym nie wiedziała. Świadek próbował opowiadać o swej wiedzy na temat wewnętrznych przepisów Służby Bezpieczeństwa, które poznał w czasie pracy w MSW i o procesach lustracyjnych, jakie zakończyły się innymi orzeczeniami niż chcieli prokuratorzy IPN. Prowadząca rozprawę uznała jednak, iż nie są to informacje związane z istotą procesu, dlatego większość pytań adwokata Jacka Pszona dotyczących tej wiedzy świadka zostało uchylonych.