Tekst z archiwum tygodnika "Plus Minus"
Powodów, dla których dwoje ludzi niemogących bez siebie żyć zamienia się w osoby, które nie mogą żyć ze sobą, jest wiele. Alkoholizm, zdrada, znudzenie, niedostosowanie, kłótnie, upokarzanie, bicie, znęcanie, brak zrozumienia. Do długiej litanii przyczyn dołączył ostatnio emigracyjny wyjazd. I choć statystycznie liczba rozwodów w 2007 r. spadła o 7 tys., socjologowie nie pozwalają się cieszyć – mniej więcej cztery lata temu liczba rozwodów gwałtownie wzrosła i utrzymuje się na wysokim poziomie. Obecny niewielki spadek może być spowodowany tym, że w wiek najbardziej narażony na pokusy zerwania małżeńskich więzów (najpierw okolice trzydziestki, a potem pięćdziesiątki) zaczął już wchodzić niż demograficzny.
Gdy decyzja o rozstaniu zapada, pozostaje kwestia stylu. On też się zmienia. Socjologowie zauważają, że wraz z upowszechnieniem się rozwodów opadają towarzyszące im emocje. – Patriarchalna kultura chłopska, która kobietę czyniła odpowiedzialną za trwałość małżeństwa za wszelką cenę, ustępuje pod naciskiem feminizmu. Dziś już z rozwodem nie wiąże się poczucie wykluczenia i wstydu. Odnoszę wrażenie, że zmniejszyła się też gwałtowność i chęć obwiniania drugiej strony za wszystkie nieszczęścia w związku – mówi prof. Hanna Palska, socjolog z Collegium Civitas.
Swoisty savoir-vivre pożegnalnych zachowań wykuwa się też na forach internetowych. Każdego dnia na portalach dla rozwiedzionych nowi ludzie szukają porad: jak się zachować? U adwokata, w sądzie, wobec partnera. Gdy jeden pyta „tych, co już mają rozwód za sobą”, o to, „jak w sądzie mówić”, kilku życzliwych podpowiada: „Przygotuj sobie wypunktowane to, co chcesz powiedzieć, bo w stresie ci może ulecieć”, „Odpowiadaj na pytania krótko i rzeczowo”. I jeszcze trochę wsparcia: trzymka, spokojnie, dasz radę.
Bez orzekania o winie rozpada się dziś ponad 70 proc. małżeństw. Taki tryb powoduje, że rozwód można uzyskać w trakcie jednej rozprawy. Nie wtajemniczając sądu w szczegóły pożycia, lecz zapewniając jedynie, że ono ustało.