- A może być jeszcze więcej – uważa Artur Oniszczuk, wiceszef prokuratury na warszawskiej Pradze Północ, która prowadzi śledztwo przeciw 36-letniemu Ireneuszowi G.
W tym roku po raz pierwszy mężczyzna wpadł w sierpniu. Wtedy oferował do sprzedaży mieszkanie z licytacji komorniczej. – Obiecywał, że ma dojścia i można u niego lokal kupić za 46 tys. zł znacznie poniżej jego wartości wywoławczej – mówi prok. Oniszczuk.
Ireneusz G. nie zgarnął pieniędzy za mieszkanie, bo niedoszły nabywca postanowił przyjrzeć się ofercie. Gdy ustalił, że to jedna wielka lipa powiadomił policję. Ta zatrzymała G. – Usłyszał zarzut usiłowania oszustwa. Nie aresztowaliśmy go wówczas, bo przyznał się do winy – mówi śledczy.
Jednak ta przygoda niczego nie nauczyła Ireneusza G. Wkrótce potem wynajął mieszkanie na warszawskim Bródnie, a potem ogłosił na kilku portalach internetowych, że ma lokal do wynajęcia. – Brał po tysiąc złotych zaliczki, ale oczywiście żadnego lokalu nie wynajmował. Chętnym mówi, że na razie tego nie może zrobić, bo babcię ma chorą, albo jest na policji – mówi prok. Oniszczuk.
W końcu chętni na wynajem lokalu na Bródnie, gdy nie mogli ani zamieszkać w nim, ani odzyskać pieniędzy zaczęli powiadamiać o tym policję. W sumie zgłosiło się do niej sześć osób. Ireneusz G. ponownie został zatrzymany. Usłyszał dziewięć zarzutów usiłowania bądź oszustwa.