Po poświęconym walce przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego 2012 roku i po kampanii przeciwko uelastycznianiu czasu pracy w 2013 r. związki zawodowe szykują się w 2014 r. do batalii o wyższe pensje. Oznacza to, że w nowym roku ich głównym przeciwnikiem będzie nie – jak dotąd – rząd, ale przedsiębiorcy.
– Pojawia się coraz więcej informacji o tym, że zarobki w Polsce są sztucznie dławione. Pokazuje to np. ostatni raport NBP o wynagrodzeniach – mówi Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ „Solidarność".
Związkowcy, przekonując przedsiębiorców do swoich racji, będą posiłkować się ostatnimi danymi OECD, które pokazują, że w 2012 r. wzrost wydajności w Polsce był najwyższy w całej Europie i wyniósł 4,1 proc. Na tym tle szczególnie blado wyglądają kraje „starej" Unii – w Niemczech produktywność wzrosła zaledwie o 0,4 proc., a w Wielkiej Brytanii spadła o 2,8 proc. – Nasi eksperci oszacowali, że gdyby w ostatnich latach pensje rosły równie szybko jak wydajność, dziś przeciętne wynagrodzenie byłoby o 1000 złotych wyższe. To oznacza, że pracownicy mieliby rocznie w kieszeniach o przeszło 200 mld zł więcej. Mogliby je wydać na towary i usługi, przyczyniając się w ten sposób do wzrostu konsumpcji – tłumaczy Lewandowski. Przedstawiciele pracowników uważają, że jednym ze sposobów na wymuszenie na firmach podwyżek jest opracowanie nowych zasad podwyższania pensji minimalnej – kiedy w górę pójdzie najniższa krajowa, wzrosną także i pozostałe pensje.
Z drugiej strony sami przedsiębiorcy deklarują, że w nadchodzącym roku będą bardziej skłonni do podnoszenia pensji. Z opublikowanego kilka dni temu raportu agencji zatrudnienia Randstad wynika, że aż 26 proc. firm jest skłonnych dać pracownikowi podwyżkę. – Pracodawcy szacują w przyszłym roku wzrost wynagrodzeń o 3–4 proc. Nie oznacza to jednak, że podwyżki dostaną wszyscy, niezależnie od tego, jak głośno będą krzyczeli związkowcy – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan. Jego zdaniem, aby do podwyżek doszło, firmy muszą mieć konkretne zyski finansowe. – Dlatego najlepiej by było, by zamiast walczyć o podwyżkę minimalnej pensji, związkowcy wspólnie z pracodawcami zastanowili się, jak w firmie znaleźć oszczędności. Gdy takie będą, przedsiębiorcy chętniej będą pracownikom wypłacać premie i nagrody – podsumowuje Mordasewicz.
—jcs